12-letniego chłopca w jeziorze Białym miał zaatakować sum. Część wędkarzy nie dowierza. Ale matka jako dowód pokazuje zdjęcia ze śladami ugryzienia.
Niedziela, skwar leje się z nieba. Wielu mieszkańców Lubelszczyzny wsiada w samochody i jedzie nad jeziora. Jedno z tych najpopularniejszych to Białe w Okunince. Duże, głębokie z przejrzystą wodą przyciąga nie tylko pływaków, ale też wędkarzy. Ci czują się tu wspaniale, bo otchłań skrywa pokaźne okazy ryb.
W niedzielę nad jeziorem była też pani Izabela z 12-letnim synem Szymonem. Przyjechali tu z Warszawy. Chłopak pływał na desce, a kiedy wypłynął na środek akwenu, zeskoczył do wody. – Nagle zaczął krzyczeć. Coś wielkiego ugryzło go w nogę i próbowało wciągnąć pod wodę – opowiada kobieta Super Tygodniowi Chełmskiemu, który opisał sprawę.
Nastolatek na desce dopłynął do brzegu, a na stopie miał krwawiąca ranę – jak po przejechaniu tarką. Znajomi kobiety obejrzeli ranę i orzekli, że chłopaka zaatakował sum. – Sami doświadczeni wędkarze – zaznacza w rozmowie z nami matka chłopca i przyznaje, że sama początkowo niedowierzała. – Ale jak zobaczyłam ślady, to wyglądały właśnie jakby mógł to być sum.
Marcin Domaciuk z lubelskiego okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego przyznaje, że sum to nasz największy słodkowodny drapieżnik. Potrafi zaatakować i pożreć kaczkę lub mniejsze ptactwo wodne. Fachowiec widział też zdjęcie obrażeń Szymona. – Faktycznie wygląda to charakterystycznie, jak ugryzienie suma. Zupełnie inne ślady zostawiłby szczupak albo sandacz – przyznaje, ale w atak morderczej ryby nie do końca wierzy. – Musiałaby być bardzo, bardzo duża. Pierwszy raz słyszę o takim przypadku – dodaje.
Tak samo mówi pan Michał, zapalony wędkarz regularnie jeżdżący nad lubelskie jeziora. – Nigdy nie spotkałem się nawet z opowieścią o tym, że sum zaatakował człowieka. To byłoby coś dziwnego – ocenia nasz rozmówca.
Co jest dziwnego w tej historii? – Małe rybki mogą gdzieś podpłynąć do człowieka, ale duży drapieżnik raczej nie. To ryby tak cwane, tak ostrożne, że raczej do tego nie dochodzi – tłumaczy Domaciuk i dodaje: – To jezioro Białe. Myślę, że to może być kolejna wakacyjna historia jak krokodyl.
Dariusz Semeniuk, wójt gminy Włodawa: – Mogło tak być, mogło. Są w jeziorze takie okazy. Mogło dojść do ataku, a czy to prawda… – zastanawia się, a zapytany, o to czy historia z sumem przyciągnie albo odstraszy wczasowiczów odpowiada z uśmiechem: – Może się to rozwinąć w różne strony. Zobaczymy.
Pani Izabela nie zamierza porzucać Białego. – Powiedziałam o sprawie jako o ciekawostce, a zrobił się z tego jakiś wielki szum. Przyjeżdżam tu od 30 lat i nadal będę. Domku też nie będziemy sprzedawać – dodaje.
„Potwór” z jeziora
Co roku w Okunince obchodzone są Dni Krokodyla (z powodu pandemii odwołane). To festyn, który swą nazwę wziął od innej mrożącej krew w żyłach plażowiczów legendy. W 1999 roku to była ogólnopolska sensacja. Ponoć jeden z mieszkańców zobaczył krokodyla przechodzącego przez jezdnię. Potem podawano, że zwierzę miał do Białego wypuścić ktoś zza wschodniej granicy. Krokodyl pozostał jednak w sferze opowieści i nikt nigdy nie udowodnił, że gad grasował w Okunince.
Trzy misie
Niemal równo tydzień temu lubelscy dziennikarze odkryli inną sensację. W lasach koło Chełma kamery Straży Granicznej miały nagrać niedźwiedzicę z dwoma młodymi. To by znaczyło, że te zwierzęcia wróciły w te rejony po 40 latach. Rzecz w tym, że pogranicznicy ponoć zauważyli niedźwiedzie, ale ich nie nagrali. Jak udowodniliśmy, leśnicy nic o tym nie wiedzą, a zdjęcia jakie obiegły internet były zrzutem z ekranu materiału TVP z 2015 roku.