Policjanci będą szukać kierowców, którzy w środę jechali „pod prąd” trasą S17. Doszło do tego w rejonie węzła Jastków. Wezwań może się spodziewać nawet kilkudziesięciu kierowców
Niebezpieczne manewry zarejestrowały kamery monitoringu. Do zdarzenia doszło w środę przed południem na wspólnym odcinku S12 i S17, w okolicach węzła Jastków, po którym można jechać z maksymalną prędkością 120 km/h. Na filmie, który zamieścił później na Twitterze rzecznik lubelskiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad widać sznur aut, które jadą pod prąd.
Poruszają się prawą stroną, pasem awaryjnym. Pierwszy jedzie na wstecznym. Za nim podąża kilkadziesiąt innych aut.
– Takie zachowanie kierowców jest bardzo nierozważne i niebezpieczne – skomentował Krzysztof Nalewajko, rzecznik GDDKiA w Lublinie.
– Mam nadzieje, że ci wszyscy pseudokierowcy stracą prawo jazdy. Za takie zachowanie na drodze szybkiego ruchu powinny być mandaty w najwyższej wysokości. Przecież jadąc na ekspresówce 120km/h podczas zderzenia z idiotą jadącym pod prąd to śmierć na miejscu – komentował jeden z internautów na naszym portalu dziennikwschodni.pl.
I tak teraz się najprawdopodobniej stanie. Policja zapowiedziała, że wystąpi do GDDKiA o zapis z kamer. – Będziemy analizować nagrania z monitoringu, kiedy tylko otrzymamy oryginalny materiał – zapowiada nadkom. Renata Laszczka-Rusek, rzecznik lubelskiej policji. – Sprawdzimy, czy nagrania pozwalają na odczytanie numerów rejestracyjnych pojazdów.
Jak informowaliśmy w piątek, powodem całego zdarzenia był pożar samochodu, do którego doszło w okolicach Panieńszyzny, między węzłami Jastków a Lublin Sławinek. Ogień objął nie tylko auto, ale również ekrany dźwiękochłonne.
Już kilka minut później na tablicach informacyjnych nad drogą wyświetlano komunikaty o utrudnieniach. Kierowcy mieli więc informację o wstrzymaniu ruchu i zalecanym objeździe od węzła Jastków. Pierwszy komunikat widoczny był już 14 kilometrów przed miejscem zdarzenia, w okolicy węzła Nałęczów. Kolejne tuż przed i za węzłem Jastków.
Pomimo tego wielu kierowców postanowiło kontynuować jazdę w kierunku Lublina. Kiedy dotarli na miejsce pożaru, nie czekali na udrożnienie trasy. Zawracali i jechali pod prąd do węzła Jastków.
– Takie zachowanie trudno nazwać inaczej niż bezmyślnym i głupim – komentuje nadkom. Laszczka-Rusek. – Jazda pod prąd trasą szybkiego ruchu to poważne zagrożenie bezpieczeństwa. Mogło dojść do wypadku.
Za tego rodzaju wykroczenia grozi 6 punktów karnych i do 500 zł mandatu.
Przedstawiciele GDDKiA dodają, że na trasie ekspresowej są regularnie rozmieszczone awaryjne zjazdy. O ich otwarciu decydują jednak służby prowadzące akcję ratowniczą. W przypadku środowego pożaru nie było takiej konieczności. Ruch został bowiem wstrzymany tylko chwilowo.