Nie żyje Kosy, rdzenny wilk z Roztoczańskiego Parku Narodowego. Osobnik stanowił trzon pracy badawczej przyrodników i naukowców. Mimo, że wilk miał obrożę GPS/GSM został zastrzelony na obszarze dzierżawionym przez jedno z kół łowieckich
– Zabicie wilka, który jest pod ścisłą ochroną jest przestępstwem – podkreśla dr Przemysław Stachyra z Roztoczańskiego Parku Narodowego, który odnalazł martwego Kosego. – W tej sytuacji wszystkie możliwe zasady zostały pogwałcone, zarówno prawne jak i etyczne w kontekście łowiectwa. Kosy był trzonem naszego projektu badawczego finansowanego m.in. z pieniędzy Roztoczańskiego Parku Narodowego i Lasów Państwowych.
Projekt ma na celu m.in. opracowanie skutecznych działań ochronnych tego gatunku zwierzęcia.
O zabiciu Kosego, ale też i innego wilka o imieniu Miko (którego udało się uratować po kolizji drogowej pod Toruniem) poinformowało poprzez Facebooka Stowarzyszenie dla Natury „Wilk”, które uczestniczy we wspomnianym projekcie.
„Kosy był sześcioletnim, ponad 40 kg samcem, największym jakiego nagrywaliśmy na wideopułapkach na Roztoczu, był w wyśmienitej kondycji.” – czytamy we wpisie. „Ten wilk był ponadto troskliwym ojcem, regularnie wracał z polowań do swoich szczeniąt z pokarmem. Debra, matka szczeniąt została teraz bez partnera i najważniejszego dostarczyciela pokarmu dla swoich czteromiesięcznych młodych.”
W tej sprawie bulwersujące jest również to, że Kosy, samiec rozmnażający się w grupie rodzinnej żyjącej w Roztoczańskim PN miał na sobie obrożę GPS/GSM. Wilk nosił ją od stycznia.
– Obroża GPS/GSM, którą miał Kosy jest szeroka i ma zainstalowane dwa pojemniki na urządzenia elektroniczne. Jeden jest na dole, drugi na górze – opisuje dr hab. Sabina Nowak, prezes Stowarzyszenia dla Natury „Wilk”. – W okresie letnim kiedy sierść wilków jest krótka ta obroża jest bardzo dobrze widoczna. Jestem pewna, że myśliwy doskonale wiedział co robi. Strzelał z ambony, z której miał dobry widok. Wilk był w tym czasie na polnej drodze. Obok było otwarte pole. Zwierzęcia nic nie zasłaniało. Kosy znajdował się od ambony w odległości ok. stu kilkudziesięciu metrów, więc nie ma szans, żeby myśliwy nie rozpoznał, że to jest wilk.
– Wiemy o zabitym wilku i jesteśmy zbulwersowani faktem, że stało się to na dzierżawionym przez nasze Koło terenie – podkreśla Andrzej Wojtyło, prezes KŁ nr 59 „Słonka” w Zwierzyńcu. – Wilk został zastrzelony prawdopodobnie w czwartek o godz. 3.15 w nocy. Strzał padł w pobliżu ambony nr 14 na terenie łowiska Brody. Problem w tym, że w tym czasie żaden z myśliwych nie był wpisany w książce ewidencji wyjść na polowania indywidualne w tym rejonie.
Zarząd Koła nie wie więc, kto mógł strzelać. – Biorąc pod uwagę brak wpisu w księdze, w tym czasie żaden myśliwy, zgodnie z prawem, nie strzelał. Jeśli to jednak był myśliwy to rozpatrywać go należy w kategorii kłusownika. Czekamy na szybkie wykrycie sprawcy przez policję. – podkreśla Wojtyło.
Prezes KŁ nr 59 "Słonka" w Zwierzyńcu zaznacza, że wiosną podczas walnego zgromadzenia myśliwi zostali poinformowani o prowadzonym przez RPN projekcie badawczym i „byli proszeni o zachowanie szczególnej ostrożności”.
Policja prowadzi dochodzenie w tej sprawie. – Szukamy sprawcy. Zbieramy materiały i dowody – potwierdza asp. Dorota Krukowska-Bubiło, rzecznik prasowy Komendy Miejskie Policji w Zamościu.
– Roztocze to jest obszar bezkonfliktowy jeśli chodzi o wpływ wilka na cokolwiek, co jest związane z działalnością człowieka, w tym na prowadzenie gospodarstw. U nas nie było żadnych ataków na zwierzęta hodowlane, które są notowane w Bieszczadach – zaznacza dr Stachyra. – Mało kto zdawał sobie sprawę z tego, że na Roztoczu żyją wilki, a one były i są.
Jakie będą konsekwencje zabicia Kosego? – Na pewno dokończenie projektu będzie mocno utrudnione w kontekście osiągnięcia założonych efektów. Główny obiekt badawczy został zabity, a większość prac telemetrycznych, które prowadzimy była związana z telemetrią Kosego. On był rdzennym wilkiem parkowym. Pokazał nam szereg ważnych rzeczy w tym np. jaki obszar okupuje.
Na razie nie wiadomo też co dzieje się z matką szczeniąt. – Jeśli samica także została zabita, bo tego na razie nie wiadomo to jest pewne, że młode zginą – mówi naukowiec z RPN.
Dwa szczenięta przyszły na świat w drugiej połowie maja br. Para ma też starsze o rok potomstwo.