Najlepiej pierwszej pomocy udzielają lubelscy uczniowie, nieźle też poszło zawodnikom z Lubartowa i Zamościa. Prawie pół setki młodych ludzi brało udział w okręgowym etapie Ogólnopolskich Mistrzostw Pierwszej Pomocy PCK. Park Ludowy w sobotę wyglądał jak miejsce kumulacji nieszczęść. Uczestnicy zbierali punkty pomagając omdlałym, potłuczonym, rannym i połamanym pozorantom
Na starcie okręgowego etapu XXIX Ogólnopolskich Mistrzostw Pierwszej Pomocy PCK stanęło dziewięć, pięcioosobowych drużyn. Każda musiała dotrzeć do dziewięciu stacji przygotowanych na terenie Parku Ludowego. Wprost między rolkarzami, pracownikami firm ogrodniczych, biegającymi dziećmi i mnóstwem innych osób, które wybrały się tu w słoneczny dzień.
Zawodników było widać z daleka, wszyscy ubrani w charakterystyczne kamizelki z logo PCK, z torbami pełnymi środków opatrunkowych, medykamentów, jednorazowych rękawiczek, koców termicznych. Spacerowicze z wózkami zatrzymywali się patrząc co się dzieje na trawnikach na których młodzi ratownicy udzielali pomocy pozorantom symulującym, zgodnie ze scenariuszem, stosowne objawy.
- Konkurs organizowany jest w przestrzeni miejskiej po to, aby jak najwięcej osób mogło być świadkami rywalizacji. Dzięki temu, osoby które widzą, jak należy udzielić pierwszej pomocy, oswajają się z tą trudną i stresującą sytuacją i chętniej później przychodzą na kursy pierwszej pomocy, gdzie uczą się ich zasad – wyjaśnia Beata Lachowicz, koordynator mistrzostw.
Zasadą jest takie zlokalizowanie stacji, żeby jedna drużyna nie widziała co robi konkurencyjna. Ważny jest element zaskoczenia i reagowanie na zachowanie pozorantów.
- Na razie najtrudniejsza była pierwsza stacja, bo było zamieszanie i chaos, nie dopracowaliśmy wszystkiego. Mieliśmy jednocześnie trójkę poszkodowanych. Jedna osoba miała uraz nosa i warg, druga skręconą kostkę a trzecia zemdlała. Dziewczyna ze skręconą nogą była strasznie spanikowana, krzyczała. Ciężko było ją opanować i dowiedzieć co się stało – relacjonują członkowie drużyny Zespołu Szkół Ponadpodstawowych nr 3 w Zamościu.
Jakub, Mateusz, Eryk, Filip i Kacper przyjechali do Lublina, bo w poprzednich eliminacjach pokonali pięć lokalnych drużyn. Choć narzekali na początek sobotniej rywalizacji, w efekcie poszło im nieźle, zdobyli trzecie miejsce.
Sobotnie zawody były o tyle ważne, że ich 29. edycja była organizowana po trzyletniej przerwie spowodowanej pandemią i wojną w Ukrainie.
- Myśleliśmy, że po takiej przerwie będzie problem, ale jednak młodzież jest chętna do udziału w takich działaniach i mistrzostwach, bez względu na to czy uczy się w liceum czy technikum. Nie było kłopotu ani z ratownikami ani z pozorantami – ocenia Paweł Bożek z Oddziału Rejonowego PCK w Zamościu, który pracuje ze szkolnymi kołami PCK, zajmuje się też wolontariatem.
Z rozmów z uczestnikami wynikało, że drużyny powstawały spontanicznie, po informacji od nauczyciela, że jest możliwość startu w mistrzostwach. Członkami byli harcerze, którzy mieli już doświadczenie w udzielaniu pierwszej pomocy. Zdarzały się osoby zainteresowane studiowaniem medycyny, które od dawna myślą o ratownictwie i udział w kolejnych eliminacjach tylko utwierdza je w tym wyborze. Młodzi ludzie przyznawali, że w realnym życiu bywali świadkami omdleń rówieśników, którym trzeba było pomóc. Jedna z uczestniczek wspominała, że gdy była dzieckiem jej ojciec reanimował jakiegoś mężczyznę.
- Poziom jest z pewnością wyższy niż na pierwszym etapie. Po niektórych drużynach widać, że uczestnicy przygotowywali się do zawodów – ocenia Gabrysia, która w sobotę była wolontariuszką i miała ważne zadanie. Krążyła na hulajnodze między biurem zawodów a sędziami oceniającymi zawodników na poszczególnych stacjach. Przewoziła dokumenty na podstawie których liczono punkty i wyłoniono najlepszych.
– Należę do PCK we Włodawie, moja drużyna startowała w mistrzostwach ale nie przeszła do okręgowego etapu – dodaje uczennica, która postanowiła przyjechać do Lublina i pomagać w organizacji zawodów.
Znalezienie wolnej ławki w parku gdy jest słoneczna, majowa sobota nie jest łatwe. Ale pani Urszula nie miała z tym żadnego kłopotu, bo choć wyglądała na typową panią zażywającą słonecznej kąpieli – miała zadanie do wykonania.
- Jestem z wnuczką, która biegnie po alejce i ulega wypadkowi. Ja się tak tym przejmuję, że mdleję. I zrobię to dziś dziewięć razy, bo jest dziewięć drużyn. Dziewczyna, która gra moją wnuczkę, ostatnim razem faktycznie otarła nogę upadając, bo tak się stara – relacjonuje pozorantka, która jest związana z PCK od wielu lat. Teraz jako emerytka a wcześniej jako pracownik.
– Można powiedzieć, że odkryłam aktorską pasję – żartuje i wspomina najlepszą rolę jaką dostała kilka lat temu na zawodach w Rzeszowie. – Zorganizowali je nad zalewem, ja z mężem wsiadłam na łódkę, bo miałam ulec wypadkowi podczas wysiadania. I tak cały dzień spędziliśmy na wodzie, bo startowało tam kilkanaście drużyn. Była piękna pogoda i wszyscy nam zazdrościli – opowiada pani Urszula między jednym a drugim „omdleniem” z powodu „wypadku wnuczki”.