Nie zależy mi na wyroku więzienia dla niego. Chciałabym, aby wyraził skruchę i po prostu przeprosił – mówi 28-letnia kobieta, która jako 17-latka była molestowana przez księdza. Proces duchownego rozpoczął się przed Sądem Rejonowym w Biłgoraju.
Blisko 40-letni dzisiaj ksiądz trafił na ławę oskarżonych, bo miejscowa prokuratura zarzuciła mu, że 10 lat temu na plebanii jednej z parafii pod Biłgorajem dopuścił się „innej czynności seksualnej” wobec 17-latki.
Podczas śledztwa ustalono, że po raz pierwszy dziewczyna spotkała księdza w gimnazjum. Był wówczas jej katechetą. Później ona poszła do szkoły średniej i z duchownym nie miała już lekcji religii. Ale wciąż działała w Katolickim Stowarzyszeniu Młodzieży przy swojej parafii, więc mieli kontakt. Pewnego dnia w 2012 roku ksiądz, jak podali w akcie oskarżenia śledczy, zaprosił nastolatkę na plebanię. Mieli razem oglądać film. Ale w trakcie spotkania mężczyzna zaczął masować dziewczynę, dotykał przy tym nie tylko jej pleców, ale również piersi i pośladków.
– To było dla mnie wstrząsające. Na tyle traumatyczne, że nie potrafię o tym opowiadać. Mam nawet częściowe zaniki pamięci co do zdarzeń z tamtego wieczoru. Nie wiem np. jak wyszłam z plebanii – mówi 28-letnia dzisiaj kobieta.
Nie mieszka już w rodzinnej wiosce. Po ukończeniu liceum wyjechała na studia, przeprowadziła się do Krakowa. Jest mężatką, psycholożką, zajmuje się m.in. pomocą osobom, które podobnie jak ona doświadczyły wykorzystywania seksualnego, również przez księży.
Lata traumy
Mówi, że to co ją spotkało, miało ogromny wpływ na jej życie. Musiała sobie radzić z traumą, leczyć depresję, przez lata boleśnie to wszystko w sobie przepracowywać. Dlatego z zawiadomieniem zamojskiej kurii o zachowaniu księdza zwlekała kilka lat, do stycznia 2021 roku. Mówi, że wcześniej po prostu nie była na to gotowa, bała się również, że ksiądz „będzie się mścił”, zwłaszcza, że po zdarzeniu na plebanii miał dzwonić do niej i upewniać się, że zachowała wszystko w tajemnicy.
– W podjęciu decyzji o ujawnieniu wszystkiego bardzo pomogli mi księża zajmujący się przemocą seksualną w Kościele, wspierali mnie i wręcz namawiali do zrobienia tego kroku – przyznaje nasza rozmówczyni.
Władze diecezji zamojsko-lubaczowskiej, po uzyskaniu informacji od kobiety, skierowały sprawę do zamojskiej prokuratury, a ta przekazała ją do Biłgoraja. Akt oskarżenia trafił do sądu przed wakacjami. Proces właśnie się rozpoczął. Będzie się toczył przy drzwiach zamkniętych, z wyłączeniem jawności. Na pierwszą rozprawę stawiła się pokrzywdzona, towarzyszył jej mąż. Jako świadkowie zostali wezwani również jej rodzice i kilka koleżanek z czasów działalności w KSM.
Nie byłam jedyna
– Po tym, co się zdarzyło w tamten wieczór, unikałam już kontaktów z księdzem. To był tylko ten jeden raz. Ale wiem, że nie byłam jedyna, słyszałam o trzech osobach, które spotkało coś podobnego. Nie mam z nimi kontaktu, ale gdybym mogła, to zachęcałabym je, by zrobiły to, co ja. Wierzę, że ten proces jakoś mi pomoże, choć mam świadomość, że będzie też bardzo trudny – zwierza się młoda kobieta.
Mówi, że nie zależy jej na więzieniu dla księdza (grozi mu od 6 miesięcy do nawet 8 lat pozbawienia wolności). – Chciałabym, aby wyraził skruchę i po prostu przeprosił. Ale szczerze mówiąc wątpię, że do tego dojdzie, bo on cały czas mówi, że padł ofiarą spisku – podsumowuje 28-latka.
Gdy sprawa wyszła na jaw, kuria w Zamościu wszczęła wyjaśniające postępowanie kanoniczne. Oskarżony ksiądz, decyzją swoich przełożonych, został skierowany do miejsca zamieszkania i odsunięty od posługi kapłańskiej. – Czekamy na zakończenie postępowania przed świeckim wymiarem sprawiedliwości – mówi ks. Sylwester Zwolak, kanclerz i rzecznik kurii biskupiej w Zamościu.
Proces przed Sądem Rejonowym w Biłgoraju toczyć się będzie z wyłączeniem jawności