Jeszcze ani razu nie żałowałem, że przyjąłem uchodźców do swojego hotelu, choć to była spontaniczna decyzja. Podjąłem ją w ciągu 10 minut. Uznałem, że miesiąc, dwa czy nawet trzy jestem w stanie dać schronienie Ukraińcom. Oprócz jednej rodziny, która wyjechała, ci sami ludzie są u mnie niemal od początku wojny. Pięć mam i dzieciaki. W sumie piętnaście osób – mówi Piotr Głazowski z Opola Lubelskiego.
Od czterech lat w budynku, który postawił kilka lat wcześniej otworzył sześć pokoi hotelowych.
– Nie jesteśmy miastem turystycznym ale zainteresowanie noclegami było spore. Przedsiębiorcy, ktoś na rodzinną uroczystość, pracownicy firm, które działają w okolicy. Zimą było mniej gości ale zwykle miejsca były zajęte. Od trzydziestu lat jestem przedsiębiorcą, szacuję, że hotel dawał nam połowę przychodu. Nocleg kosztował 45 złotych. Nowych rachunków jeszcze nie dostałem ale będą dużo wyższe. Goście hotelowi generują inne koszty niż uchodźcy, którzy żyją tu 24 godziny na dobę. Zużywają więcej wody, prądu, jest więcej śmieci. To normalne. Po prostu mieszkają a nie nocują. Szacuję, że to 150 złotych dziennie za osobę – dodaje właściciel Pit Stopu.
Zastrzega, że nie liczył na żadną pomoc od państwa przyjmując Ukraińców. Od lat przyjaźni się z Piotrem Szczuckim i jego żoną. Oni jeździli na granicę, przywozili uchodźców, potrzebne były noclegi. Nadal współpracują pomagając, tworząc z kolejnymi znajomymi grupę wsparcia dla uciekających przed wojną.
– 150 złotych dziennie od osoby, które wyliczyłem, to kwota zawierająca 50 złotych na wyżywienie. Rozmawiałem z firmą kateringową, która zadeklarowała trzy posiłki dziennie. Nie mówiąc o tym, że zanim wrócą goście hotelowi będzie potrzebny drobny remont, choćby odświeżenie pokoi, drobne naprawy. Przed przyjazdem Ukraińców dostaliśmy od sponsorów niektóre rzeczy, na przykład kuchenkę mikrofalową ale sztućce, garnki czy naczynia kupowaliśmy sami – wylicza Piotr Głazowski.
I dodaje, że jeśli nie dostanie żadnego wsparcia nie będzie zdziwiony, bo przedsiębiorcy są przez rządzących zostawiani sami sobie. I trwa to od lat. Ale będzie czuł niesmak, bo o pieniądzach, które mają trafić do pomagających mówi się bardzo dużo.