– Byłem pewien, że strzelam do dzika. Nie chciałem nikogo skrzywdzić – wyjaśniał w sądzie Dariusz Ch. Były policjant i myśliwy odpowiada za zastrzelenie nastolatka ze szkoły w Kluczkowicach. Na ławę oskarżonych trafił również jego kolega.
Proces obu mężczyzn rozpoczął się w czwartek w Sądzie Okręgowym w Lublinie. Dariusza Ch. doprowadzono do sądu z aresztu. Marcin B. odpowiada z wolnej stopy.
Proces dotyczy tragedii, do której doszło 1 listopada ubiegłego roku w Kluczkowicach, niedaleko Opola Lubelskiego. Oskarżeni wybrali się na nielegalne polowanie. Pojechali do sadu, w pobliżu miejscowej szkoły ogrodniczej. Kilkadziesiąt metrów dalej jest szkolny internat. Mieszkał tam 16-letni Imanali z Kazachstanu. Był w Polsce ramach wymiany międzynarodowej. Feralnej nocy razem z kolegami wymknął się z pokoju. Chłopcy poszli do sadu nazbierać jabłek. Z relacji kolegów nastolatka wynika, że w pewnym momencie usłyszeli zatrzymujący się samochód. Ktoś wysiadł i świecił w ich kierunku latarką. Przestraszeni uczniowie skulili się za drzewami. Ktoś z samochodu strzelił wówczas w ich kierunku. Trafił 16-latka i po chwili odjechał. Chłopiec zmarł na miejscu zdarzenia.
Wyjaśniający sprawę policjanci zatrzymali podejrzanych - Dariusza Ch. - byłego policjanta i myśliwego oraz Marcina B. - strażaka ochotnika i kościelnego. Obaj leczą się psychiatrycznie. Z oświadczenia Dariusza Ch. wynika, że ma grupę inwalidzką i od lat cierpi na zaburzenia związane z kontrolowaniem agresji. Miał założoną Niebieską Kartę za znęcanie się nad rodziną. Pomimo tego miał pozwolenie na 4 jednostki broni i bez przeszkód działał w kole łowieckim.
Podczas czwartkowej rozprawy Dariusz Ch. nie przyznał się do winy.
– Chciałbym przeprosić rodzinę zmarłego chłopca. Codziennie o tym myślę. To również tragedia moja i mojej rodziny. To był wypadek. Nie miałem świadomości, że strzelam do człowieka.
Mężczyzna przyznał, że nie zgłosił polowania. Nie miał jednak sobie nic do zarzucenia.
– Pojechałem tam jako myśliwy, a nie kłusownik – podkreślał Dariusz Ch. – Dynamika sytuacji sprawiła, że nie wpisałem się do książki. Przepraszam, że odjechałem. Kiedy zobaczyłem wstającą postać doznałem szoku.
W śledztwie Dariusz Ch. wyjaśnił, że cel wyparzył Marcin B.
– Krzyknął „dzik”, więc zatrzymałem samochód i oświetliłem teren. Zobaczyłem czarną plamę bez nóg. Też stwierdziłem, że to dzik. Byłem pewny na tysiąc procent. Ta plama wyglądała na tył odyńca. Nie ruszała się, a one tak czasem robią. Cel był jakieś 70 metrów ode mnie. Oddałem strzał. Wtedy obiekt stanął na dwie nogi. Marcin krzyknął „ku…a człowiek” – wyjaśniał śledczym Dariusz Ch.
Kiedy mężczyźni zorientowali się, że w sadzie są ludzie, spakowali broń i odjechali. Nikomu nie mówili co się stało.
– Dzwonił do mnie kolega z policji. Pytał kto z myśliwych ma czarnego seata. Do niczego się nie przyznałem – wyjaśniał Dariusz Ch.
Kiedy mężczyźni usłyszeli głosy syren wiedzieli już, że w sadzie ktoś ucierpiał.
– Umówiliśmy się, że w razie czego pojechaliśmy szukać psa Darka. Mieliśmy się trzymać tej wersji – wyjaśniał w śledztwie Marcin B. – Kiedy rano zobaczyłem, że pod dom podjeżdża policja, powiedziałem żonie, że postrzeliliśmy chłopca. Składałem inne wyjaśnienia, bo chciałem uniknąć odpowiedzialności.
Podczas rozprawy Marcin B. przyznał się do winy.
– Przepraszam, że nie udzieliłem pomocy. Byłem w szoku i jestem do tej pory. Straciłem pracę. Całe życie mi się zawaliło – dodał Marcin B.
Mężczyźnie grozi do 5 lat więzienia. Podczas rozprawy poprosił o możliwość dobrowolnego poddania się karze. Chce dla siebie roku więzienia w zawieszeniu na 3 lata. Do tego należy dodać 2 tys. zł grzywny oraz 20 tys. nawiązki dla babci zmarłego chłopca. Tuż po tragedii padło wiele deklaracji pomocy. Wsparcie dla rodziny Imanalego zapowiadał również związek łowiecki.
– Moja klientka nie dostała żadnego wsparcia, ani nawet oferty pomocy – mówi adw. Karolina Kuszlewicz, reprezentująca babcię zmarłego chłopca. – Odszukaliśmy panią własnym sumptem, dzięki inicjatywie społecznej. Chcieliśmy wyrazić jej głos na sali sądowej. Gdyby nie to, to zapewne sprawa jest straty wcale by się nie pojawiła.
Pełnomocnik kobiety zapowiedziała, że będzie się ubiegała o wysokie odszkodowanie za śmierć nastolatka.