W czwartek radni mają decydować o sprzedaży miejskiej ziemi przy ul. Filaretów. Jej zakup może być na rękę spółce, której współwłaścicielem jest były przewodniczący Rady Miasta Piotr Kowalczyk. Opozycja jest oburzona, a Ratusz zapewnia, że przetarg będzie przejrzysty.
Sprawa dotyczy czterech miejskich działek (łącznie 1725 mkw.), układających się w nieregularny zygzak, który wrzyna się między tereny innych właścicieli.
– To resztówka z działek, które były w naszym posiadaniu – tłumaczy Arkadiusz Nahuluk, dyrektor miejskiego Wydziału Gospodarowania Mieniem.
Ratusz chce tę „resztówkę” sprzedać, do czego potrzebuje zgody radnych. Prosząc o tę zgodę przekonuje, że działki nie nadają się do samodzielnego zagospodarowania gdyż nie mają dostępu do drogi publicznej. W takich przypadkach nieruchomości są zwykle wystawiane na przetarg ograniczony do właścicieli sąsiednich gruntów.
W tym przypadku trzy z czterech działek sąsiadują z gruntami spółki Helvetia Development, której współwłaścicielem jest Piotr Kowalczyk, były przewodniczący Rady Miasta. Spółka kupiła tę ziemię w 2020 r. Czwarta działka ma dwóch sąsiadów, w tym wspomnianą spółkę.
– Nie ma przypadku w tym wszystkim – mówi radny Piotr Breś z opozycyjnego względem prezydenta klubu radnych PiS. – Niech pan prezydent skończy z kolesiostwem w mieście – zwraca się do Żuka. I pyta go wprost: – Dlaczego pan sprzedaje teren zielony firmie pana Piotra Kowalczyka?
Na te zarzuty Ratusz odpowiada deklaracją, że jeśli radni zgodzą się na sprzedaż, to miejskie nieruchomości nie trafią (choć zgodnie z prawem mogłyby) na przetarg ograniczony do właścicieli sąsiednich działek.
– Będą sprzedane w trybie przetargu nieograniczonego – zapowiada Nahuluk.
Do takiej licytacji może stanąć każdy, choć w tym konkretnym przypadku najbardziej zainteresowani mogą tym być ci, którzy mają przyległe grunty.
Działki przy Filaretów. Zieleń czy inwestycje?
Opozycja twierdzi, że „resztówki” z ul. Filaretów wcale nie powinny być wystawiane na sprzedaż.
– Wzywamy prezydenta Krzysztofa Żuka do wycofania się z tej niekorzystnej dla mieszkańców uchwały, ponieważ to jest teren zielony przy kościele i powinien pozostać terenem zielonym – mówi radny Breś.
Podobny sygnał płynie z Rady Dzielnicy Rury. – Mieszkańcy są zdecydowanie przeciwni zabudowie tego terenu – mówi Dariusz Michałowski, wiceprzewodniczący rady, który też widziałby tu zieleń.
Na to Ratusz odpowiada, że obowiązujący od 2019 r. plan zagospodarowania nie wyznacza tutaj obszaru zieleni. Między posesją kościoła a ul. Filaretów i Zana (obejmujący nie tylko działki miejskie, ale i prywatne) jest miejsce pod inwestycje.
– Plan przewiduje tu tereny zabudowy usługowej lub mieszkaniowej wielorodzinnej – stwierdza Małgorzata Żurkowska, główny urbanista miasta. – Dopuszczalne wysokości zabudowy to 21 m, jeśli chodzi o obszar przyległy do działki kościelnej, czyli po północnej stronie kwartału, i 12 kondygnacji, jeżeli chodzi o teren przyległy do ul. Zana.
Właśnie takie obiekty będzie mógł postawić ten, kto skompletuje sobie ziemię pod budowę. Urząd Miasta twierdzi, że nowy budynek lub budynki, o ile powstaną, nie będą mieć dojazdu od ul. Wallenroda. Ta ulica już dziś jest nadmiernie obciążona ruchem z powodu sąsiedztwa nowych biurowców powstałych na obrzeżach os. Mickiewicza.
– Plan przewiduje podstawową obsługę komunikacyjną od ul. Filaretów – stwierdza Żurkowska.
Prezydent powraca do pomysłu sprzedaży miejskich resztówek przy Filaretów, choć jeszcze w marcu deklarował radzie dzielnicy, że nie będzie sprzedawać tej ziemi. Pomimo tej deklaracji skierował w maju do Rady Miasta prośbę o zgodę na transakcję. Gdy wówczas przypomniano mu wcześniejszą obietnicę, wycofał swoją prośbę. Teraz ją ponowił.
Ratusz tłumaczy, że chce sprzedać swoje działki, bo potrzebuje pieniędzy m.in. na budowę ul. Węglarza i przebudowę ul. Wallenroda. – Środku, które chcemy uzyskać ze sprzedaży nieruchomości też będą zasilały te inwestycje – mówi Artur Szymczyk, zastępca prezydenta Lublina.