- Niedawno jeszcze myślałem, że pięć kadencji, czyli 10 lat, na stanowisku prezesa będzie optymalnym rozwiązaniem. Uznałem jednak, że 8 lat to wystarczająco dużo czasu, żeby wprowadzić swoje pomysły, zrealizować marzenia, a potem dać szansę innym - rozmowa z Dariuszem Gawłem, który był prezesem Klubu Uczelnianego AZS UMCS Lublin przez ostatnie osiem lat.
• O czym Pan marzył, kiedy miał pan 8 lat?
- Dorastałem w Dęblinie na osiedlu wojskowym, więc myślę, że chciałem zostać pilotem odrzutowca.
• Kariera potoczyła się jednak trochę inaczej.
- Zupełnie inaczej, ale mówimy tutaj o marzeniach 8-latka. Wojsko było obecne w tamtym okresie mojego życia, ale równie ważny był sport.
• Ta „ósemka” jest nieprzypadkowa, bo przez tyle właśnie lat był pan prezesem AZS UMCS Lublin. Jaki to był dla pana czas?
- Wyjątkowy. Proszę zauważyć, że w AZS-ie jestem od 15. roku życia. Zawsze będę ten okres wspominał bardzo dobrze.
• Długo zastanawiał się pan nad zakończeniem tej przygody?
- Niedawno jeszcze myślałem, że pięć kadencji, czyli 10 lat, na stanowisku prezesa będzie optymalnym rozwiązaniem. Uznałem jednak, że 8 lat to wystarczająco dużo czasu, żeby wprowadzić swoje pomysły, zrealizować marzenia, a potem dać szansę innym. Każdy dzień utwierdza mnie w przekonaniu, że była to dobra decyzja.
• Początkowe lata pana prezesury w AZS UMCS Lublin były o tyle ciężkie, że trzeba było posprzątać po poprzednikach. Udało się to zrobić?
- Na pewno początki nie były łatwe. Ciężko mi jest oceniać pracę poprzedników, ponieważ były to zupełnie inne czasy. Inaczej też był postrzegany sport akademicki na naszej uczelni i w naszym mieście. Nie chciałbym oceniać tego okresu. Myślę, że jest to zadanie dla historyków.
• Dużo się zmieniło w klubie przez ostatnie 8 lat?
- Oczywiście. Przede wszystkim udało się stworzyć modę na sport akademicki na UMCS. Liczba członków klubu wzrosła z około 350 do przeszło 1200. Staliśmy się VAT-owcem, organizacją pożytku publicznego. Każdego roku wystawiamy około 500 pitów. Korzystamy z bankowości korporacyjnej, klub posiada bowiem 53 subkonta, z czego dwa w obcej walucie. Rozszerzyliśmy swoją działalność o projekty komercyjne, powstały nowe sekcje sportowe Więcej uwagi poświęciliśmy na sport młodzieżowy.
• W ubiegłym roku mówił pan, że chce ugruntować pozycję klubu w województwie w zakresie szkolenia dzieci i młodzieży. Czy to zadanie udało się wykonać?
- Naszym podstawowym zadaniem jest pozyskanie studentów na naszą rodzimą uczelnię. Jednak zajmujemy się również szkoleniem młodzieży. Mamy bardzo ambitnych trenerów, którzy całe życie poświecili na pracę z dziećmi. Dlatego staraliśmy się stworzyć dla nich odpowiednie warunki, by ta trudna praca była choć trochę łatwiejsza. Efektem ich ciężkiej pracy jest to, że od trzech sezonów jesteśmy najlepsi w województwie. W ten oto sposób udało się zdetronizować Agros Zamość, który wiele lat był na szczycie. Co najważniejsze, zgodnie z opublikowanym właśnie rankingiem Ministerstwa Sportu i Turystyki, rok 2019 kończymy na szóstym miejscu w szkoleniu dzieci i młodzieży w Polsce. Największa w tym zasługa lekkiej atletyki i pływania, a w nieco mniejszym stopniu koszykówki i piłki ręcznej. To jest bez wątpienia ogromny sukces.
• Czy jest pan szczególnie zadowolony z dokonań którejś z klubowych sekcji wyczynowych?
- Bezwzględnie mamy dwie najlepsze sekcje wyczynowe w Polsce: lekka atletyka i pływanie. Liczba medali zdobywanych na imprezach młodzieżowych, akademickich, seniorskich, ale i międzynarodowych pokazuje, że te sekcje świetnie się rozwijają i jest przed nimi ogromna przyszłość. Mam nadzieję, że potwierdzą moje słowa zbliżające się Igrzyska Olimpijskie w Tokio. Łatwo nie będzie, ale wierzę, że w kilku finałach wystartujemy. Najbardziej medialna sekcja w naszym klubie to koszykarki Pszczółki Polski Cukier AZS UMCS Lublin, która ugruntowała swoją pozycję w ekstraklasie. Jesteśmy świetnie postrzegani przez kibiców, mamy pełne trybuny. Ta sekcja ciągle się rozwija, czego najlepszym dowodem są wyniki z tego sezonu.
• W 2014 roku zespół pierwszoligowy prowadzony przez Sławomira Deptę nie awansował do ekstraklasy. Udało się do niej dostać dzięki zaproszeniu Polskiego Związku Koszykówki. Czy to była dobra decyzja, żeby dołączyć wtedy do krajowej elity?
- Bardzo dobra, chociaż trudna. Wszyscy marzyliśmy o tym, żeby do ówczesnej Tauron Basket Ligi Kobiet dostać się w wyniku rywalizacji sportowej. Z perspektywy czasu wiem, że byliśmy skazani na sukces i do tej ekstraklasy awansowalibyśmy rok lub dwa lata później. Dzięki zaproszeniu ten czas mogliśmy przeznaczyć, chociażby, na szkolenie dzieci. W tym okresie ruszył bowiem projekt klas profilowanych i rozpoczęliśmy współpracę z dwunastoma lubelskimi szkołami podstawowymi. Pamiętam słowa prezesa Lubelskiego Związku Koszykówki Marka Lembrycha, który chyba najlepiej podsumował ówczesną sytuację: „Pociąg odjeżdża, nie wolno nam zostać na peronie”. Zaryzykuję stwierdzenie, że bez tego zaproszenia nie zorganizowalibyśmy Pucharu Polski w roku 2016, a przez to nie bylibyśmy jego triumfatorem.
• Traktuje pan tę sekcję jak własne dziecko?
- Nie. Wiele osób utożsamiało mnie z koszykówką, ponieważ sam kiedyś grałem w koszykówkę, ale przecież tak samo trenowałem ergometr wioślarski, lekkoatletykę czy tenis ziemny. Nie ulega jednak wątpliwości, że pozostaję wiernym kibicem AZS UMCS.
• Co uważa pan za największy sukces w czasie swojej prezesury?
- Znalezienie bardzo ambitnych, młodych pasjonatów sportu, którzy razem ze mną ciągnęli ten wózek. Udało się przy tym stworzyć niepowtarzalną atmosferę, dzięki czemu każdy z ochotą przychodził do pracy.
• Były jakieś projekty, które mimo chęci nie udało się zrealizować?
- Oczywiście. Z różnych przyczyn - nie zawsze finansowych - nie udawało się wszystkiego zrealizować. Nie traktuję tego jednak jako porażki, ponieważ nie jest nigdzie powiedziane, że nie uda się ich wdrożyć w kolejnych latach.
• Udało się stworzyć rozpoznawalną w Polsce markę AZS UMCS Lublin?
- Bez wątpienia tak. W lekkiej atletyce, pływaniu i koszykówce jest to marka już ugruntowana i modna. W innych sekcjach nasza pozycja również rośnie. Wspomnę chociażby o futsalistach, którzy w kolejnym sezonie na zapleczu ekstraklasy świetnie sobie radzą oraz o pierwszoligowych szczypiornistkach, które wspólnie z klubem MKS Perła Lublin, godnie reprezentują nas na zapleczu ekstraklasy oraz w Akademickich Mistrzostwach Europy. Od lat święcimy sukcesy w sporcie akademickim. Nasza pozycja jest mocna na wielu płaszczyznach, ale to nie znaczy, że już nie ma nic do zrobienia.
• Obecnie jest pan prezesem fundacji AZS UMCS Lublin, która ma się nazywać „Młodość pełna pasji”. Czym ona się zajmuje?
- Postanowiliśmy w pewnym momencie trochę inaczej poukładać nasze klocki. Klub rozrósł się do takich rozmiarów, że musieliśmy rozdzielić dwie sfery: sportową i komercyjną. Wiem z autopsji, że te wszystkie obowiązki na barkach jednej osoby to jest po prostu zbyt wiele. Siłą rzeczy w klubie najważniejszy jest sport i musimy zachować pewne priorytety. Sport - młodzieżowy, studencki czy ten wyczynowy - pozostanie w klubie. Natomiast w ramach fundacji będą funkcjonowały nasze projekty komercyjne: siłownia Fit&Gym AZS, Legia Paintballowa, Fotobudka, Szkoła Tańca AZS, Lubelski Nurt Basketu Akademickiego oraz klubokawiarnia, czyli nowy pomysł, z którym niebawem chcemy wystartować. Przerzucamy to wszystko do fundacji, żeby sprawy mogły nabrać nowego tempa.
• To dla pana nowe wyzwanie?
- Zdecydowanie tak, ale bardzo lubię budować, planować i stawiać sobie nowe cele. Na pewno jest to też wyjście ze strefy komfortu i szansa na dalszy osobisty rozwój. Nie chciałbym być osobą, która spędzi resztę życia nie rozwijając się. Jest to ruch podyktowany dobrem klubu, ale i ja na tym skorzystam. Z optymizmem patrzę w przyszłość.