W ich hodowli stwierdzono ognisko ptasiej grypy. Rolnicy z Korczówki w powiecie bialskim stracili źródło utrzymania, bo 1200 gęsi trzeba było zutylizować. A inspektorat weterynarii odmówił wypłaty odszkodowania.
– Ledwo przeżyliśmy zimę – przyznał tuż przed rozprawą Wiński. Rolnicy pozaciągali kredyty, by ruszyć z hodowlą gęsi. Wcześniej trzymali świnie, ale w związku z Afrykańskim Pomorem Świń, nie przynosiło to im dochodów. – Przerobiliśmy oborę na kurnik – zaznacza rolnik.
Następnie wstawili tam 1200 piskląt gęsi. W maju ubiegłego roku w hodowli stwierdzono jednak ognisko ptasiej grypy. Inspektorat weterynarii odmówił rolnikom odszkodowania, stwierdzając w protokole liczne nieprawidłowości w wymogach bioasekuracyjnych. Ale Wińscy odwołali się do sądu, domagając się wypłaty 56 tys. zł za zutylizowane stado.
– Dzięki darczyńcy, który przekazał nam kilka tysięcy złotych, udało nam się spłacić część długów m.in. za paszę, a także zapłacić rachunki za prąd czy wodę – opowiada rolnik z Korczówki.
Ale nadal nie mają za co żyć. – My się rolnictwem zajmowaliśmy do tej pory. Mamy synów w szkołach, to kosztuje. Naszym jedynym ratunkiem jest szukanie sprawiedliwości w sądzie. Bo na razie jesteśmy tak zdołowani, że nie wiemy co dalej – rozkłada ręce Wiński.
Proces
W poniedziałek sędzia Krzysztof Krzewski pytał o ugodę, ale strony nie doszły do porozumienia. Następnie, przesłuchując Piotra Wińskiego, dopytywał czy rolnicy mieli wiedzę o wymogach bioasekuracyjnych – Miałem instrukcję z firmy Sedar, skąd kupiliśmy pisklęta. Tam też miałem szkolenie, jak przygotować gospodarstwa. I według tego to robiliśmy – odpowiedział rolnik. – Chciałem też, aby weterynarz z inspekcji z Białej Podlaskiej sprawdził, czy dobrze to wykonaliśmy, ale kontakt był wówczas utrudniony ze względu na ograniczenia z dostępem z powodu pandemii – tłumaczył sędziemu Wiński.
Wspomniał też, że gdy pierwsza gęś padła, jego żona zwróciła się do lekarza z Międzyrzeca Podlaskiego.– Tam pani doktor po sekcji zwłok orzekła, że powodem było zapalenie jelit. Mamy to udokumentowane – podkreślał.
Sędzia Krzewski pokazywał szereg zdjęć z gospodarstwa, które wykonali inspektorzy z powiatowej inspekcji weterynarii w Białej Podlaskiej. – Dlaczego na zdjęciach widać niedomknięte drzwi do kurnika? – pytała z kolei radca prawy Agnieszka Jastrząb–Szczygielska, reprezentująca inspektorat. Rolnik tłumaczył, że pewnie w tym momencie ktoś był w środku. Ale zdaniem pani pełnomocnik, była tam szczelina. Interesował ją również wybieg dla gęsi. – Tylko część trawy była skoszona – zauważyła Jastrząb–Szczygielska.
Brak mat
Przypomnijmy, że protokół z kontroli wskazywał na liczne nieprawidłowości, m.in. bioasekuracji. Wińskim wytknięto brak mat, odzieży ochronnej, oddzielnych narzędzi czy odpowiedniej wentylacji. – Posiadacz gęsi nie zastosował się do obowiązków określonych w przepisach nałożonych na podstawie ustawy (…) o ochronie zdrowia zwierząt oraz zwalczaniu chorób zakaźnych zwierząt. (…) Zostało to potwierdzone w czasie prowadzenia dochodzenia epizootycznego w gospodarstwie. Posiadamy dokumentację fotograficzną – mówiła nam w ubiegłym roku Renata Izdebska, powiatowa lekarz weterynarii w Białej Podlaskiej.
W poniedziałek na rozprawie jej nie było. Przebywa na urlopie, a zastępująca ją osoba nie chciała się wypowiadać. Rolnicy przyznają z kolei, że podpisując protokół, nie byli świadomi co to za dokument. – Byliśmy wycieńczeni, nie spaliśmy kilka dni, bo podawaliśmy gęsiom leki. Dopiero później złapałam się za głowę, że to stek kłamstw – denerwuje się Wiński.
Ale Jastrząb–Szczygielska zauważyła, że rolnik mógł później wnieść uwagi do protokołu.
Kolejna rozprawa ma się odbyć w maju. Sędzia będzie słuchał świadków. Rolników reprezentuje prawnik współpracujący z Agrounią, Tomasz Gabryelczyk. – Mamy środki i możliwości dowodowe, by wykazać przed sądem, że decyzja inspektoratu weterynarii nie jest zasadna – przekonuje Gabryelczyk.