Rozmowa z Pawłem Tomczykiem, prezesem Motoru Lublin
- Wydaje się, że trener Goncalo Feio wyciągnął z obecnej drużyny „maksa”. Czy w zimie można się spodziewać wielu zmian kadrowych, a przede wszystkim transferów do klubu?
– Nie uważam, że to jest maksimum możliwości naszego zespołu, nadal mamy rezerwy. Jeżeli zawodnicy pracują systemowo, otrzymują jasno sprecyzowane zasady funkcjonowania na boisku, to drużyna się rozwija i zawodnikom łatwiej jest wejść na wyższy poziom. Chciałbym podkreślić zasługi zawodników, bo byli skazywani na porażkę, a udowodnili, że są wartościowymi ludźmi i sportowcami. Kiedy dostali odpowiednie wytyczne i wsparcie, to diametralnie zmienili swój styl gry. Wiem, że jako sportowcy są ambitni i zawsze chcą osiągnąć sukces. Mając odpowiedniego trenera, przewodnika i wsparcie w innych działach klubu pokazali, że zasługują na to, żeby tu być i budować klub. Większość z nich chce nadal grać w Motorze. Nie zmienia to jednak faktu, że dopływ świeżej krwi i rywalizacja na pozycjach, które w naszej ocenie wymagają wzmocnienia są nieodzowne i bardzo ważne dla dalszego rozwoju drużyny. Trzeba jednak pamiętać, że okres zimowy nie jest łatwy do pozyskiwania zawodników. My mamy swój plan i się go trzymamy. Myślę, że kilka wzmocnień na pewno będzie, w granicach trzech, czterech zawodników powinno do nas dołączyć. Kiedy? To trudno powiedzieć. Negocjacje trwają długo, a my jednak jesteśmy klubem z drugiej ligi, czyli nie pierwszym wyborem dla wielu piłkarzy. Dzięki pracy, którą wykonaliśmy już teraz zawodnicy dostrzegają, że warto grać w Motorze, można się tutaj rozwijać, a dodatkowo żyć w pięknym mieście i rywalizować na stadionie, który ma szansę zostać w pełni zapełniony kibicami. Baza ciągle się rozwija, dzięki czemu warunki do treningu także się poprawiają, co jest możliwe dzięki zaangażowaniu oraz inwestycjom właściciela Motoru, pana Zbigniewa Jakubasa.
- Do tej pory jedynym piłkarzem, który pożegnał się z Motorem jest Leszek Jagodziński. Już wcześniej wielkiego pola manewru w przypadku młodzieżowców nie było. Czy w takim razie właśnie młodzieżowiec, który będzie w stanie wskoczyć do pierwszego składu to priorytet Motoru na zimowe okienko?
– Ja i trener Goncalo wyznajemy bardzo podobną filozofię – lubimy rozwijać młodych zawodników i na nich stawiać. Pracujemy w oparciu o tworzone przez nas profile zawodników. Bardzo precyzyjnie mamy określone jakich zawodników poszukujemy do budowy efektywnego zespołu. Będziemy się starali sprowadzić takich młodzieżowców, którzy wzmocnią rywalizację i będą w stanie wejść do składu. Od początku naszego pobytu w klubie sukcesywnie zapraszamy na treningi również najlepszych młodych zawodników z naszej akademii, a oni bardzo dobrze się adaptują i rozwijają. Jestem przekonany, że w przyszłości będziemy mieli z nich pożytek a oni radość i dumę, że występują w swoim macierzystym klubie. Jako klub lubelski chcielibyśmy, żeby tych wychowanków było w drużynie jak najwięcej. Doskonałym przykładem jest Mikołaj Kosior, który wywalczył sobie miejsce w składzie i był jedną z kluczowych postaci w Motorze, z czego ja i trener Waldemar Fiuta, który odkrył Mikołaja oraz wiele innych osób z lubelskiego środowiska piłkarskiego bardzo się cieszy.
- Właśnie, czy w przypadku Mikołaja pojawiły się już jakieś propozycje z innych klubów?
– Bezpośrednio do mnie żadna oferta nie trafiła. Wiem jednak, że Mikołaj wzbudza zainteresowanie i to jest naturalne. Zawodnik wie jednak, że może osiągnąć najwięcej, jak będzie się harmonijnie rozwijał, a Motor w obecnej chwili jest w stanie mu to zagwarantować.
- Innym z piłkarzy Motoru, który na pewno znajduje się na radarze klubów z wyższych lig jest Filip Wójcik. Czy jest szansa, że ten zawodnik zostanie w klubie na dłużej?
– Mamy grupę piłkarzy, którzy udowodnili swoją przydatność dla zespołu i jest w niej właśnie Filip. W jego przypadku również nie miałem żadnych, konkretnych zapytań. Filip chce zostać w Motorze i dalej się rozwijać, a jego umowa jest ważna jeszcze przez 1,5 roku. Na pewno nie odejdzie teraz, a myślę, że ma szansę iść do przodu razem z klubem i pomagać w rozwoju w kolejnych sezonach. Filip jest zadowolony z faktu, w którą stronę obecnie zmierzamy.
- Czy pojawi się w Motorze nowy napastnik? To chyba pytanie, które słyszycie najczęściej w kontekście transferów…
– Pozycja napastnika jest zawsze bardzo istotna i budzi wiele emocji. Taki zawodnik odpowiada za strzelanie bramek, ale w naszym modelu gry nie zawsze tak musi być – skrzydłowi również odgrywają ogromną rolę. Z jednej strony rozglądamy się za napastnikiem, ale z drugiej patrzymy także na rozwój naszych piłkarzy: Ezany Kahsaya czy Jakuba Szuty. Czekamy na powrót Michała Żebrakowskiego. Mamy nadzieję, że jak najszybciej dołączy do treningów i będzie miał okazję zaprezentować swoje możliwości.
- Skoro o Michale mowa, to czy wszyscy kontuzjowani zawodnicy będą do dyspozycji trenera już na początek przygotowań?
– Staramy się, żeby tak było. Mamy jeszcze około dwóch tygodni do 7 stycznia, kiedy to wznowimy treningi. Wszyscy gracze w wolnym czasie pracują, żeby wrócić do zajęć. Na ten moment trudno jednak określić w stu procentach komu się uda. Robimy wszystko, co możliwe aby tak się stało i komplet zawodników był do dyspozycji trenera od pierwszego dnia treningów. Na dzień dzisiejszy mogę potwierdzić, że Maks Cichocki będzie mógł z nami trenować, ale w przypadku Michała Żebrakowskiego i Kamila Rozmusa sytuacja nie jest jeszcze pewna. Ich stan zdrowia się poprawia, jednak trudno powiedzieć czy będą gotowi już na 7 stycznia.
- Czy zapadła już decyzja odnośnie zawodników wypożyczonych na jesieni do innych klubów? Czy ktoś z nich może wrócić do drużyny już w zimie?
– Wszystko zależy od tego, jakie ruchy transferowe uda nam się zrealizować w zimowym okienku.
- Jak wygląda sytuacja Kacpra Wełniaka, który był testowany przy okazji sparingu z Legią Warszawa?
– Mogę tylko powiedzieć, że temat jest rozwojowy.
- A czy ktoś może w zimie opuścić jeszcze zespół?
– To jest zawsze możliwe. Tego jednak zawodnicy dowiadują się w pierwszej kolejności od trenera, później ja rozmawiam z nimi oraz agentami – taki mamy system pracy i to nie jest do negocjacji.