(fot. Jacek Szydłowski / archiwum)
Rozmowa z pielęgniarką, która pracuje na szpitalnym oddziale ratunkowym szpitala wojewódzkiego przy Al. Kraśnickiej w Lublinie
- Jak zmieniła się praca na SOR w czasie epidemii?
– Pracy jest więcej i zmieniła się jej organizacja. Personel medyczny, który do tej pory pracował na SOR, musi teraz „obstawić” także blok G, dawny blok pediatryczny, który został w całości przygotowany dla pacjentów z podejrzeniem zakażenia koronawirusem lub zakażonych, a także namiot do wstępnej segregacji pacjentów, który stoi przed budynkiem szpitala.
Pracownicy, którzy są na kontraktach mają wydłużane godziny pracy, a pozostali mają nadgodziny, jeśli jest taka potrzeba. Na razie wszystko jest jednak pod kontrolą, nie mieliśmy jeszcze ekstremalnych sytuacji, żeby np. zabrakło rąk do pracy.
Pracujemy na SOR, więc jesteśmy w pewnym sensie przyzwyczajeni do dużej liczby pacjentów, ale mimo to zdajemy sobie sprawę, że najgorsze może być dopiero przed nami i liczba osób, które będziemy musieli przyjąć może bardzo gwałtownie wzrosnąć. I to właśnie ta niepewność budzi obawy.
- Zdarzają się już nagłe sytuacje, jak ta z ubiegłego tygodnia, kiedy SOR był wyłączony z pracy od rana do godz. 14, a kilka innych oddziałów zamknięto, bo u dwóch pacjentów potwierdzono koronawirusa.
– Zdarzają się i niestety może być ich więcej. Mimo apeli personelu medycznego nadal są pacjenci, którzy po prostu nie przyznają się np. do kontaktu z osobą z podejrzeniem zakażenia czy zakażoną.
Część robi to świadomie, część nie, bo w tym momencie możliwości zakażenia są znacznie większe, niż na początku, kiedy było jedno czy dwa ogniska w całym województwie. Teraz każdy może być potencjalnym nosicielem i nie zdawać sobie z tego sprawy.
Dlatego też na każdym etapie przyjęcia pacjenta do szpitala – podczas wstępnej segregacji, na SOR, a potem jeszcze przed przyjęciem na oddział, pytamy o ryzyko. Wykrycie przypadku na oddziale oznacza automatycznie jego kwarantannę i znaczne okrojenie personelu. Jeśli takie sytuacje byłyby nagminne, mogłoby dojść do paraliżu szpitala.
- Czy w bloku przeznaczonym dla osób z podejrzeniem zakażenia lub zakażonych są już pacjenci?
– Na razie mamy kilka osób z podejrzeniem zakażenia. Chodzi o to, żeby zapewnić bezpieczną izolację przed uzyskaniem wyniku. Jeśli wynik jest negatywny pacjent może być przyjęty na oddział. W przypadku pozytywnego - albo zostanie u nas, albo będzie przewieziony do szpitali zakaźnych w Lublinie lub Puławach. Na razie takie są wskazania. Jeśli tam zabraknie miejsc, pacjenci będą trafiać do nas.
- Wystarcza środków ochronnych dla pracowników?
– Przyznam, że na początku było z tym znacznie gorzej. Ostatnio znacznie się to poprawiło, mamy dostęp do masek, gogli, rękawic, kombinezonów. Pacjenci przyjmowani na SOR dostają fizelinowe maseczki. Wiadomo, że braki są wszędzie, ale na razie na bieżąco sobie radzimy.