Rozmowa z Piotrem Wawrzyniakiem, zawodnikiem MMA, który przez dyskwalifikację przegrał swoją walkę z Ioanisem Palaiologosem podczas gali Bodanka Armia Fight Night 7 w Lublinie
- Jak z pana perspektywy wyglądało zdarzenie, za które został pan zdyskwalifikowany podczas walki z Ioanisem Palaiologosem?
– Ciężko powiedzieć, czy to była dobra decyzja. On wstawał, a ja go kopnąłem. Wydawało mi się, że to dozwolona akcja...
- Grek nie chciał kontynuować walki. Mógł zachować się inaczej, jest pan rozczarowany?
– On czuł, że zdecydowanie przegrywa i to była jego jedyna szansa na zwycięstwo. Pytanie tylko, czy taka wygrana go cieszy? Uważam, że po prostu nie ma charakteru.
- Palaiologos tłumaczył, że po tym kopnięciu stracił świadomość.
– A czy w tej bajce były też smoki? Ja w takim razie z tej walki też nic nie pamiętam. Nie wierzę w jego opowieści, zwłaszcza, że moje kopnięcie ledwo musnęło jego głowę, bo całą silę zamortyzował rękami.
- Chce pan rewanżu?
– Oczywiście. Jak go mijałem na korytarzu, to nawet zastanawiałem się, czy nie warto od razu mu się zrewanżować. Jestem bardzo rozżalony, bo w czasie tej walki świetnie się czułem i realizowałem założenia taktyczne. Niestety, zdecydował moment zapomnienia.
- Występ podczas Bogdanka Armia Fight Night 7 był dla pana wyjątkowy, bo sam na co dzień jest żołnierzem...
– Tak, służę w Poznaniu. Było mi bardzo miło zaprezentować się przed fantastyczną publicznością, ale również przed kolegami żołnierzami. Byłem zresztą bardzo spragniony walki, bo ostatni pojedynek stoczyłem ponad dwa lata temu. Dostałem się do wojska i musiałem sobie poukładać kilka spraw. Stąd wzięła się tak długa przerwa.
- Mogła mieć wpływ na wynik tej walki?
– Nie, bo naprawdę tego wieczoru wszystko układało się po mojej myśli.
- Jak oceni pan publiczność w hali MOSiR?
– Była wspaniała. Doping był słyszalny w oktagonie. Przyszło dużo ludzi, była też silna reprezentacja z Poznania. Dlatego jest mi bardzo przykro, że ta walka skończyła się w taki sposób.