W Polsce brakuje chirurgów, a ci którzy jeszcze są, pracują za długo. Przemęczony lekarz może stanowić zagrożenie dla pacjenta – mówi Renata Florek-Szymańska, nowo wybrana przewodnicząca Porozumienia Chirurgów Skalpel, na co dzień Starszy Asystent Oddziału Chirurgii Naczyń w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym przy al. Kraśnickiej w Lublinie
• Przychodzi chirurg do pracy. Z jakimi największymi problemami musi się teraz borykać?
– Przede wszystkim są to braki kadrowe. Brakuje chirurgów do zabezpieczenia pracy oddziałów w szpitalach. Przez to, lekarze muszą kosztem własnego życia prywatnego brać więcej dyżurów aniżeli byłoby to zgodne z zasadami bezpieczeństwa i higieny pracy. Niestety to też naraża pacjentów, gdyż zwiększa się ryzyko błędu medycznego. Oczywiście wiadomo, że lekarz nie przychodzi do pacjenta z zamiarem, żeby go skrzywdzić. Ale przemęczenie pracą lekarzy, zwłaszcza chirurgów, stanowi zagrożenie dla pacjentów. I chcemy to zmienić.
• Rozumiem, że godziny pracy nie są regulowane, tak żeby nie można było przekroczyć jakiejś liczby godzin w miesiącu?
– Prawodawstwo obejmuje regulacje, jeśli chodzi o pracę chirurga, ale na etacie. Jeśli chodzi o dyżury kontraktowe, to tutaj niestety nie ma żadnych ograniczeń. I może być tak, jak zdarzyło się w skrajnym przypadku, że z powodu braków kadrowych jeden z chirurgów wziął aż 14 dyżurów w miesiącu. To oznacza, że pracuje po 24 godziny, mniej więcej co drugi dzień. Niestety zakończyło się to bardzo niefortunnie dla tego lekarza, ponieważ nagle poważnie zachorował, co ma związek z przepracowaniem i obecnie walczy o życie.
• W jaki sposób tę patologiczną sytuację zmienić?
– Chirurgia musi stać się specjalizacją bezpieczną zarówno dla lekarzy jak i dla pacjentów. Studenci medycyny i młodzi lekarze wybierają te dziedziny specjalizacyjne, które są z ich punktu widzenia bezpieczniejsze, jeśli chodzi o wykonywanie zawodu, a także pozwalają zachować równowagę pomiędzy życiem zawodowym, a życiem prywatnym. Jest bardzo duży kryzys, jeśli chodzi o zainteresowanie chirurgią. W ubiegłym roku było aż 400 miejsc rezydenckich na chirurgię ogólną nie obsadzonych, ponieważ nie zgłosił się nikt chętny, kto chciałby tę specjalizację otworzyć.
Uważam, że jesteśmy gotowi na to, aby zmienić nasz system zarządzania pracy oddziału przez ordynatora na system konsultancki. Chirurgów jest mało, a ich praca na zasadzie lekarza konsultanta dawałaby większe możliwości dostępu do świadczeń w publicznej ochronie zdrowia oraz zrównoważyła rynek. Pozwoliłoby to na budowanie kariery młodych chirurgów, gdyż pacjenci wybieraliby tego specjalistę, który jest profesjonalistą. Niestety prawda jest taka, że w dzisiejszych czasach, żeby pacjent dostał się do szpitala w trybie planowym, żeby mógł być zoperowany, to w wielu placówkach musi wcześniej przejść przez prywatny gabinet ordynatora. A to nie powinno mieć miejsca.
Poza tym niestety, ale obecnie co trzeci lekarz specjalista chirurgii ogólnej jest już w wieku emerytalnym lub około emerytalnym. Dopóki jeszcze mamy kadry, które są w stanie wykształcić następne pokolenie chirurgów, korzystajmy z tego.
• Ostatnio wojewoda lubelski ogłosił konkurs zgłoszeń na specjalizację pod nazwą „chirurgiczna asysta lekarza”. To jest jakiś pomysł na załatwienie problemu?
– Osoba nieposiadająca dyplomu lekarza i niemająca otwartej specjalizacji z chirurgii ogólnej nie ma prawa operować pacjentów. Zatem całą odpowiedzialność za takiego asystenta chirurgicznego i tak przejąłby chirurg operator wykonujący ten zabieg. I wiadomo kto zostanie oskarżony w przypadku nieumyślnego błędu medycznego. Uważam, że tylko i wyłącznie lekarze powinni mieć prawo do operowania chorych. Nie może to być przypadkowa osoba, na przykład dietetyk czy fizjoterapeuta, który odbył kurs na takiego właśnie asystenta chirurgicznego lekarza. Jeżeli zdarzy się, że na dyżurze chirurg zasłabnie przy operacji to kto skończy za niego operację?
• Czy jakimś rozwiązaniem problemów kadrowych w chirurgii nie są takie inwestycje jak ostatnio zakup robota da Vinci przez szpital przy al. Kraśnickiej?
– Musimy pamiętać, że robot da Vinci jest urządzeniem, które działa, ale tylko w rękach chirurga. Musi to być chirurg przeszkolony, doświadczony w zakresie wykonywanych operacji. Fakt, że proktor (certyfikowany szkoleniowiec) lub przeszkolony chirurg może te operacje wykonywać z odległości nie zmienia tego, że inny chirurg musi założyć w ciało pacjenta troakary i manipulatory, a w razie potrzeby wykonać nawet konwersję (zmianę sposobu operacji na klasyczną). Tutaj nikt nie zastąpi człowieka i to człowiek jest podstawą użycia wszelkiego rodzaju systemów robotycznych. Powinniśmy inwestować przede wszystkim w kadry, w ich kształcenie, a dopiero później myśleć o zakupie takiego sprzętu, żeby móc go efektywnie wykorzystać.
• Jakie ma Pani plany na stanowisku przewodniczącej Porozumienia Chirurgów Skalpel?
– Naszym celem jest głównie zachęcić młodych lekarzy i studentów medycyny do tego, aby zainteresowali się chirurgią, jako swoim przyszłym zawodem do wykonywania. Chcemy, żeby polska chirurgia po prostu nie umarła śmiercią naturalną.
Naszym priorytetem jest także bezpieczeństwo pacjentów. Nie poprawi się ono tylko dlatego, że minister Ziobro co roku zaostrza prawo karne wymierzone w lekarzy. Chcemy, żeby przede wszystkim zapobiegano nieumyślnym błędom medycznym a nie kładziono nacisk na szukanie winnych. Tu także jest ważne, aby chirurdzy nie musieli się obawiać podejmować leczenia najcięższych przypadków, obarczonych dużym ryzykiem niepowodzenia operacji.
Dlatego chcemy wzmocnić naszą organizację i ją rozbudować oraz wyjść z sieci, propagować chirurgię na zjazdach i konferencjach. Zachęcamy kolegów lekarzy wszystkich specjalności zabiegowych do zapisania się do naszego stowarzyszenia.