Magdalena Skiba jest architektem i miłośniczką pnączy, które wspólnie z mężem uprawia w ogrodzie. Efekty tego hobby nie zostały wyróżnione w plebiscycie „Pnącza w krajobrazie Lublina”, ale pokryta winobluszczem trójklapowym ściana ich domu przy Krańcowej cieszy oczy i inspiruje przechodniów i sąsiadów.
Skąd pojawiło się u państwa zamiłowanie do pnączy?
– To był czysty przypadek. Nasz dom jest bardzo stary dom, pnącza po prostu tutaj były. Nie miałam co do nich szczególnych planów, ale zobaczyłam, że ładnie prezentują się na elewacji. Są ekspansywne, dlatego dosyć szybko zaczęły wpełzać na ścianę domu oraz na stare, obumarłe drzewa. Z jednej strony był to więc przypadek, ale z drugiej, jako że jestem architektem, zawsze podobała mi się angielska architektura, gdzie często na elewacjach domów można je zauważyć. To mi się spodobało i to mnie zainspirowało.
Jakie odmiany pnączy mają państwo w swoim ogrodzie?
– Są trzy rodzaje pnączy: hedera, winobluszcz trójklapowy i dzikie wino. Hedera jest pnączem zimozielonym, a winobluszcz trójklapowy i dzikie wino gubią liście, więc na zimę zostają tylko zielone ściany hedery. Jesienią pnącza zmieniają kolory, dzięki czemu pięknie prezentują się na ścianie domu – dzikie wino jest czerwone, trójklapowiec jest złoty, a pod spodem jest jeszcze zielona hedera. Oprócz tych „klasycznych” pnączy mamy jeszcze kapryfolium, które bardzo ładnie pachnie, gdy kwitnie. Ogródek jest zacieniony i z jednej strony to bardzo dobrze, ponieważ daje schronienie przed upałem, jednak z drugiej strony nie przyjmują się tutaj pnącza potrzebujące większego nasłonecznienia.
Powiedziała pani, że wygląd pnączy zmienia się w ciągu roku. Co uważa pani za szczególne zalety z tym związane?
– Większość pnączy, z wyjątkiem trójklapowca, ma ciemnozielony kolor, co szczególnie w dzisiejszych czasach, sprawia wrażenie chłodu, mroku. Jest to zaletą podczas upalnego lata. Z kolei zimą, kiedy spadnie śnieg, intensywna zieleń hedery nadaje ogrodowi bardzo ładny wygląd.
Z jakimi reakcjami ze strony sąsiadów i przechodniów miała się okazję pani spotkać?
– Na granicy posesji – naszej i sąsiadów – jest ślepa ściana szczytowa naszego domu. Zaczęłam namawiać sąsiadkę, aby na tę ścianę puścić pnącze. Mnie samą raziło to, że sąsiedzi mają widok z kuchni na wielką ścianę bez okien. Sąsiadka była początkowo bardzo ostrożna, obawiała się, że to dość ekscentryczne i że będzie sprzyjało powstawaniu wilgoci. Pertraktacje trwały dwa lata, ale w końcu zasadziłam pnącze po ustaleniu z sąsiadką, że jeśli jej się nie spodoba, to nie będzie problemu z tym, żeby je stamtąd usunąć. Kiedy pnącze w końcu urosło, to sąsiadka nie mogła się nazachwycać, powiedziała nawet, że to teraz najlepszy element jej ogrodu. Na ślepej niegdyś ścianie szczytowej, tak jak w ogrodzie, rośnie winobluszcz trójklapowy, który ma zdrowo wyglądające, zielone liście, jesienią zmieniające kolor na złoty. Później inna sąsiadka zobaczyła tę ścianę, bardzo jej się spodobała, więc przyszła do mnie, wzięła szczepkę dzikiego wina i teraz ma porośnięty nim cały płot. I tak już poszło dalej – na naszej ulicy każdy kto może, to przynajmniej płoty obsadza pnączami.
Jak pani dba o pnącza? Czy wymagają pielęgnacji na co dzień?
– Gdy pnącza zaczynają zbytnio zarastać drzewa, to trzeba je ściągać, bo inaczej by je zadusiły. Na przykład dzikie wino jest nieprawdopodobnie ekspansywne, ma od dwóch do trzech metrów przyrostów rocznie! Przyznam, że gdy pnącze ładnie wygląda, to nic z nim nie robię, jednak, jeżeli zaczyna zbytnio zarastać ogród, to muszę z nim trochę powalczyć. Kiedy już powyrywam zbyt ekspansywne pnącza, to po prostu rozdaję je ludziom. Wystarczy tylko tyle, żeby nie zdominowały ogrodu. Pnącza są tak niewymagające, że urosną wszędzie, może z wyjątkiem południowej elewacji – nie lubią słońca. Dzikiego wina nie muszę wcale podlewać. Po pierwsze dlatego, że rośnie w cieniu, więc nie traci tak szybko wody, a po drugie dlatego, że wyciąga wodę z elewacji oraz pobiera ją z powietrza.
Jakie korzyści płyną z uprawiania pnączy?
– Od zawsze intuicyjnie wiedziałam, że pnącza są pożyteczne. Na podstawie tego, co przeczytałam i co zaobserwowałam, mogę stwierdzić, że hedera jest jedną z tych roślin, które najaktywniej wychwytują wszelkie zanieczyszczenia z powietrza. Ponadto pnącza zabezpieczają elewację przed wilgocią. Ludzie często myślą, że zawilgacają ściany, ale to nieprawda. Winobluszcz trójklapowy jest w tym najskuteczniejszy, ponieważ jego liście układają się na kształt dachówki tak, że nawet po największej nawałnicy ściana pod spodem pozostaje sucha. Jednak ze wszystkich zalet pnączy najbardziej spodobało mi się to, że są one „stołówką” dla zapylaczy i dla ptaków. Niestety, w tym roku zauważyłam znaczny spadek ilości owadów, czym jestem bardzo zaniepokojona. W zeszłym roku, gdy kwitło dzikie wino, brzęk owadów był tak głośny, że zagłuszał hałas samochodów z pobliskiej ulicy. Zarówno dzikie wino, jak i hedera mają owoce – jagody, które stanowią pokarm dla ptaków. Co więcej, są jedynym pokarmem dla ptaków przylatujących wczesną wiosną, takich jak szpaki i kosy. Jak już wspominałam, kiedyś nie znałam się na pnączach, dopiero teraz na podstawie obserwacji i bezpośrednich doświadczeń widzę, jak bardzo pożytecznymi są roślinami.
A czy pnącza mają według pani jakieś wady?
– To zależy od tego, kto co uważa za wadę. Spotkałam się z opinią, że przez pnącza jest dużo pająków. Natomiast mnie pająki nie przeszkadzają, uważam, że czasami pajęczyny stanowią ozdobę ogrodu. Niestety, w tym roku, podobnie jak nie ma owadów, tak nie ma również pająków. No i dochodzi również ekspansywność pnączy, nad którą trzeba panować, w przeciwnym razie zarosłyby wszystko.
Ludzie czasami twierdzą, że pnącza niszczą elewacje budynków, powodują nadmierną wilgoć w ścianach, że sprzyjają pojawianiu się pleśni. Czy jest coś, co powiedziałaby pani tym ludziom, aby jednak przekonać ich do pnączy?
– To są mity. Pnącza przyczepiają się do elewacji korzonkami, które wyciągają z niej całą wilgoć. Nie bez powodu nie muszę ich podlewać. Jednak faktem jest, że dom musi mieć mocny tynk, więc jeśli ktoś planuje ocieplać budynek, lepiej nie puszczać na niego pnącza, bo zerwanie go ze ściany bez żadnych usterek graniczy z cudem - tak mocno się trzyma. Jednak z drugiej strony, w przypadku domu bez tynku, pnącza zabezpieczają elewację. Niedawno natrafiłam w internecie na poradnik dla ludzi, którzy planują przeprowadzić się do Anglii w celach zarobkowych. Pojawiła się tam porada, aby wynajmować domy, które są porośnięte bluszczem, ponieważ to gwarancja, że w środku jest sucho. Wiadomo, że w Anglii jest zawsze deszczowo i wilgotno, więc myślę, że domy są porośnięte pnączami nie tylko z powodów estetycznych, ale również praktycznych.
Planuje pani jakieś zmiany lub modyfikacje w wyglądzie pnączy? Chciałaby pani coś w nich zmienić, może zasadzić nowe?
– Nie, tu już nie ma miejsca! Właściwie to walczę tutaj tylko o to, żeby pnącza mnie całkiem nie zarosły. Pomimo tego niektórzy mówią mi, że to zaczarowany ogród. Myślę, że to dlatego, że jest inny. Ludzie najczęściej strzygą w swoich ogrodach wszystko co się da, tymczasem ja tego nie lubię, daję roślinom „wolną wolę”.
Wywiad zrealizowany w ramach praktyk studenckich na II roku Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej (Wydział Nauk Społecznych KUL) w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” pod kierunkiem Marcina Skrzypka w ramach III edycji plebiscytu Skarby Kultury Przestrzeni pt. „Pnącza w krajobrazie Lublina”