2500 kilometrów w upale albo w deszczu. Janusz Kobyłka z Lubartowa jeździł po Polsce rowerem i zachęcał do oddawania krwi.
Podczas rajdu, który zakończył się dzisiaj w Lublinie, Janusz Kobyłka odwiedził kilkadziesiąt miast w województwie lubelskim oraz innych regionach Polski, m.in. województwach śląskim, wielkopolskim i pomorskim. Po drodze zachęcał do oddawania krwi. Przejechał trasę w kształcie serca, która miała symbolizować wielkie serce każdego honorowego krwiodawcy.
- Dziennie pokonywałem maksymalnie 140 kilometrów. Starałem się wykorzystywać sprzyjające warunki atmosferyczne. Nie chciałem się jednak przeforsować, bo wyjechałem cały i cały musiałem wrócić. To nie sztuka dać z siebie wszystko jednego dnia, wymęczyć się, a potem zadzwonić i powiedzieć „zabierajcie mnie” – żartował dzisiaj Kobyłka, który wrócił właśnie z 30-dniowego „Rajdu po Krew”. – Chodziło o to, żeby wystarczyło mi sił na cale 2500 km i 30 dni. Mniej więcej co 550 km robiłem sobie dzień odpoczynku, żeby zregenerować się, przeprać rzeczy, sprawdzić rower – relacjonował.
Jak wyglądała ta nietypowa podróż? – Chociaż całą trasę przemierzałem sam, to tak naprawdę ani jednego dnia nie czułem się samotnie. Poznałem wiele fantastycznych osób, było mnóstwo inspirujących spotkań i rozmów – zaznacza Kobyłka. - Odwiedzałem m.in. burmistrzów, prezydentów, wojewodów. Byli zdziwieni tą akcją, że jadę zupełnie sam, pytali, w czym mogą pomoc. Prosiłem, żeby lokalna prasa pomogła to nagłośnić, że jest osoba, która jedzie rowerem i zachęca do oddawania krwi – opowiada kolarz.
Mimo początkowego zdziwienia, reakcje były bardzo pozytywne. - Kiedyś trafiłem na kobietę, która powiedziała, że odda krew, bo ja w to wkładam taki wysiłek, jadę 100 km w deszczu. Namówiła też do tego męża i dzieci. Innym razem w barze, usłyszałem od pani, która tam sprzedawała, że nie muszę płacić za zupę, bo wie, co robię. Obiecała też, ze razem z koleżanką oddadzą krew – opowiada kolarz. - Jak człowiek jedzie kilkadziesiąt kilometrów w upale, a potem słyszy takie słowa, to wie, że to wszystko ma sens, to ogromna motywacja na następne dni.
To nie pierwsza taka podróż Janusza Kobyłki. W ubiegłym roku przejechał rowerem ponad 2017 kilometrów, zachęcając Polaków do wspierania rehabilitacji dzieci z niepełnosprawnością.
Akcję wspierało Regionalne Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Lublinie. - To piękne, że są wśród nas osoby, które w tak szlachetny i bezinteresowny sposób robią tyle dobrego dla innych – mówi Grzegorz Fiedorowicz, zastępca dyrektora RCKiK w Lublinie. - Mam nadzieję, że ta postawa zachęci kolejne osoby do dzielenia się tym najpiękniejszym darem. Pamiętajmy, że oddając krew, możemy uratować komuś życie.