– Ktoś doniósł, że nie mam odpowiednich warunków – żali się pani Aniela z miejscowości Zaberbecze (gmina Leśna Podlaska). Bezdomne psy i koty trafiały do niej na mocy umowy z samorządem Białej Podlaskiej. Ale pani Aniela pomocy nie odmawiała też bocianom czy sarnie. I teraz ma problemy.
– Jak widzę, że krzywda się dzieje nawet myszy, to nie mogę zostawić. Pomagam – mówi mieszkanka Zaberbecza.
Obecnie na swojej posesji trzyma m.in. 17 kóz, krowę, konia, 6 psów, koty, kury, kaczkę, gołębie i króliki. Większość zwierząt przebywa w stodole. – Może nie wygląda to pięknie, ale budujemy nową wiatę. Poza tym, nie trzymamy zwierzą w ciasnych klatkach. Nie są ani zagłodzone, ani zapuszczone – przekonuje.
Tylko „gospodarskie”
W lutym ub. r. pani Aniela zaczęła współpracę z bialskim urzędem miasta.
– Umowa tyczy się tylko i wyłącznie zwierząt gospodarskich. Miasto nie odpowiada za inne zwierzęta przebywające na terenie gospodarstwa pani Anieli – podkreśla Gabriela Kuc-Stefaniuk rzeczniczka magistratu.
Do Zaberbecza miasto skierowało już m.in. dwie kury, kozę i królika. Kobieta pomagała też dzikim zwierzętom.
– Trafiały do mnie gołębie, bociany, a nawet sarna. Zgłaszałam to każdorazowo do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Lublinie – zapewnia pani Aniela.
Problemy zaczęły się gdy ktoś zaczął kierować „donosy” do władz samorządowych. Tak twierdzi sama zainteresowana.
– Na Facebooku miałam hejt, że zwierzęta mają u mnie złe warunki. Jeśli tak jest, to dlaczego jakaś kobieta aż spod Warszawy skierowała do mnie swoją 35-letnią klacz? – pyta.
Ostatnio w jej gospodarstwie przebywała też porzucona mała sarna. – Pojechałam po nią pod Łomazy, bo ktoś zadzwonił, że leżała przy drodze. Sarna jest już w Poleskim Parku Narodowym.
Na pomoc potrzebna jest zgoda
Docelowo, pani Aniela chce utworzyć w swoim gospodarstwie ośrodek rehabilitacyjny dla bocianów i jeży.
– Ta pani poinformowała nas o swoich zamiarach. Odpowiedzieliśmy, że aby prowadzić taki ośrodek, należy spełnić formalności wynikające z ustawy. Dla każdego gatunku zwierząt trzeba też spełnić odpowiednie warunki. W kurniku nie można przecież trzymać żubra – mówi Paweł Duklewski, rzecznik Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Lublinie.
O dzikich zwierzętach w przytulisku Zaberbeczach nic nie wie. – Jeżeli tam były, to było to nielegalne, bo takich zgłoszeń od tej pani nie mieliśmy. Np. bocian biały jest gatunkiem pod ścisłą ochroną i nieważne, jak bardzo chcemy pomóc, zawsze należy dostać u nas pozwolenie – podkreśla rzecznik.
Co na to radni
Także zdaniem Duklewskiego taki ośrodek w północnej części Lubelszczyzny jest pilnie potrzebny. – Bo najbliższy znajduje się w Urszulinie – przyznaje rzecznik RDOŚ.
Jeden z wymogów to zgoda miejscowych radnych. – W ubiegłym roku składałam taki wniosek, ale miejscowi radni mnie z tym wstrzymali. Ich zdaniem nie powinno to u mnie powstać – opowiada pani Aniela.
Tymczasem, wójt gminy Leśna Podlaska tłumaczy, że kobieta sama wycofała wniosek.
– Rada powołała komisję, która miała przygotować projekt takiej opinii. Ale zanim do tego doszło, ta pani wycofała swój wniosek – tłumaczy wójt Paweł Kazimierski. Jak dodaje, kolejnych wniosków pani Aniela nie składała. – Natomiast w listopadzie pracownicy Urzędu Gminy w obecności leśniczego odebrali od tej pani trzy bociany, które zostały przewiezione do Ośrodka Rehabilitacyjnego przy Poleskim Parku Narodowym – dodaje.
Bezdomne psy już tu nie przyjadą
16 września gospodarstwo w Zaberbeczu kontrolowali pracownicy Powiatowego Inspektoratu Weterynarii z Białej Podlaskiej.
– Kontrola dotyczyła zdrowia i ochrony zwierząt oraz przestrzegania warunków weterynaryjnych – informuje Maja Kusy z Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynarii w Lublinie. – Nie stwierdzono nieprawidłowości dotyczących dobrostanu zwierząt. Stwierdzone uchybienia dotyczyły czystości budynków inwentarskich.
Z kolei urzędnicy z Białej Podlaskiej, po sygnałach od wójta gminy Leśna Podlaska, wstrzymali przekazywanie bezdomnych zwierząt do tego gospodarstwa.