185 tysięcy Polaków za granicą mogło oddać głos w wyborach parlamentarnych. To trzy razy więcej osób niż w poprzednich wyborach dwa lata temu.
Ponad pół godziny w Berlinie, 40 minut w Rzymie, półtorej godziny w Kolonii i w Barcelonie, a nawet 3,5 godziny w Dublinie - tyle trzeba było czekać w polskich placówkach za granicą, by zagłosować w wyborach.
Ze względu na różnice czasu wybory w Afganistanie rozpoczęły się 2,5 godziny wcześniej. W tym kraju na misji pokojowej przebywa obecnie około dwóch tysięcy żołnierzy. Siedem lokali wyborczych zorganizowano dla nich w polskich bazach wojskowych, a jedną w ambasadzie w Kabulu.
W Wielkiej Brytanii, w komisjach wyborczych zarejestrowało się ponad 47 tysięcy Polaków.
Do dyspozycji głosujących była rekordowa liczba komisji obwodowych - 20, z czego cztery w Londynie.
Głosowania w USA i w Kanadzie miały rekordową frekwencję: Filadelfia - 86 proc. (532 głosujących), New Britain 48) - 93,7 proc. (914 głosujących), Passaic - 87 proc. (2891 głosujących), Nowy Jork/Konsulat Generalny RP - 90,0 proc. (2535), Nowy Jork/ Greenpoint - 87 proc. (4684 głosujących). W całych Stanach Zjednoczonych do urn poszło ponad 20 tysięcy Polaków, czyli 4 razy więcej niż dwa lata temu.
We Francji najwięcej Polaków głosuje w konsulacie w Paryżu. Lista wyborców zawiera tam 4760 nazwisk. W Niemczech 18 tysięcy Polaków głosuje w sześciu komisjach. We Włoszech dużą grupę głosujących stanowią polscy księża i zakonnicy, którzy pracują w Watykanie lub studiują na uczelniach kościelnych.
Wszyscy Polacy głosujący za granicą wybierają kandydatów do parlamentu z listy warszawskiej.
Manhattan popiera PO
Pozdrawiam Serdecznie
Grzegorz Nieoczym
New York