(fot. Fot. Wojciech Szbuartowski)
Czy podopiecznym Artura Gronka uda się wreszcie przełamać serię porażek?
Chyba nawet w najczarniejszych snach kibice lubelskiego Polskiego Cukru Start nie spodziewali się tak fatalnego początku sezonu. Po dość chimerycznych pierwszych spotkaniach wydawało się, że „czerwono-czarni” będą groźni przynajmniej na własnym parkiecie. Tymczasem od końcówki października rozegrali 5 ligowych spotkań, z czego dwa w hali Globus i w zdecydowanej większości z nich byli tylko tłem dla dużo lepiej dysponowanych przeciwników.
Tak było chociażby w sobotę, kiedy Start został rozbity przez Anwil Włocławek aż 63:86. Oczywiście, można tłumaczyć tę porażkę wąskim składem drużyny z Lublina, ale przecież kontuzje zawodników się zdarzają i profesjonalny zespół powinien być na to przygotowany. Start we Włocławku musiał sobie bez Klavsa Cavarsa i Michała Krasuskiego. Szczególnie bolesna była utrata tego pierwszego. Niestety, lubelski zespół na grę bez łotewskiego lidera nie jest przygotowany, bo zastępujący go Roman Szymański wciąż nie może odnaleźć formy z wcześniejszych sezonów. Zresztą nie tylko on ma z tym problem – skuteczność rzutów z gry całej drużyny wyniosła w tym spotkaniu zaledwie 38 procent. – Mecz ułożył się po naszej myśli i przez większość spotkania graliśmy, to co założyliśmy z trenerem. W pewnym momencie jednak straciliśmy koncentrację i zaczęliśmy popełniać błędy, nawet po przerwach wziętych na żądanie naszego trenera. To pozwoliło Anwilowi otworzyć się i zdobywać łatwe punkty po kontratakach – wyjaśniał przyczyny porażki we Włocławku Roman Szymański.
Lekarstwem na kadrowe problemy ma być zaangażowanie Troya Barniesa. 33-letni Amerykanin mierzy 200 cm i najlepiej czuje się jako skrzydłowy. W tym sezonie występował w estońskim BC Parnu Sadam, Ciężko jednak opierać nadzieje na zawodniku, który w ostatnich spotkaniach był bardzo chimeryczny. Barnies jeszcze w sobotę grał w meczu Parnu z Ventspilsem. Estończycy wygrali 91:75, ale udział Amerykanina w tym sukcesie był znikomy. Grał 22 min, lecz zdobył tylko 5 pkt. Kilka dni wcześniej Parnu grało ze szwajcarskim Fribourgiem, ale przegrało 94:99. Barnies zdobył 16 pkt, ale warto zaznaczyć, że aż 7 było wynikiem dobrze egzekwowanych rzutów osobistych. Ostatni dobry mecz Barniesa miał miejsce w połowie listopada w konfrontacji z Valmierą. Amerykanin grał wówczas znakomicie, a spotkanie zakończył z 20 pkt na koncie.
Start na pewno nie jest faworytem dzisiejszej konfrontacji z King Szczecin. Przeciwnicy to obecnie 5 siła Energa Basket Ligi. Liderem zespołu jest Andrzej Mazurczak. Ten 28-letni rozgrywający zalicza świetny sezon – średnio zdobywa 12 pkt i ma prawie 8 asyst. W Kingu jest też kilku dobrych znajomych lubelskich kibiców jak chociażby Kacper Borowski i Mateusz Kostrzewski. Ten drugi reprezentował „czerwono-czarne” barwy jeszcze w poprzednim sezonie.
Dzisiejszy mecz w hali Globus rozpocznie się o godz. 17.30. Mecz będzie również transmitowany przez Polsat Sport Extra.