Uciekają na wieś, ale tam, zamiast upragnionej ciszy i przestrzeni, coraz częściej trafiają na małe osiedla z gęsto poupychanymi domkami jednorodzinnymi. Prawie jak w peryferyjnych dzielnicach Lublina.
– Zdecydowaliśmy się na budowę domu w okolicy Lublina z kilku powodów. Przede wszystkim, by mieć większą przestrzeń, której w bloku nie mamy. Do tego czyste powietrze, cisza i spokój – mówi jedna z mieszkanek lubelskiego Czechowa, która jest w trakcie przeprowadzki do graniczącej z miastem gminy Niemce.
Bez pozwolenia to tylko w reklamie
Niektórzy kupują ziemię okazyjnie, najczęściej rolną, i liczą na to, że uda się ją przekształcić. – A proces odrolniania wcale nie jest prosty. W tej chwili mamy ok. 600 wniosków – mówi Krzysztof Urbaś, wójt gminy Niemce.
Chodzi o zmiany w studium i planie zagospodarowania przestrzennego gminy. Są przypadki, w których minister rolnictwa obstaje przy swoim – aby pól na cele nierolnicze nie przekształcać.
– Na najbliższej sesji zamierzamy procesować kolejny projekt studium dotyczący ok. 700 wniosków – dodaje Urbaś. I zapewnia: – Zajmujemy się tym tematem. Komu się da, to pomożemy. Komu się nie da – to trudno. Proces jest długotrwały. Tylko w reklamie można się budować bez pozwolenia.
Byle z miasta
Mieszkańców systematycznie przybywa w gminach okalających Lublin. Np. w gminie Wólka w ciągu 4 lat przybyło 760 osób (obecnie zameldowanych jest tu 12 288 osób).
Napływem nowych mieszkańców chwali się na swojej stronie internetowej gmina Konopnica. „Ceny nieruchomości na terenie gminy Konopnica należą do jednych z najwyższych w rejonie Lublina” – zauważają urzędnicy.
Podobnie jest w gminie Jastków. – Bardzo modny stał się Natalin, Marysin, a także Snopków. W tej ostatniej miejscowości zapewne niebawem rozpocznie się budowa dużego osiedla. Na kilku hektarach będą bloki i domki jednorodzinne. Po drugiej stronie jest ok. 90 ha gruntów rolnych – mówi Teresa Kot, wójt Jastkowa. – Z kolei w Jastkowie, obok biblioteki, na 6 ha ma powstać osiedle na ponad 70 domów. Obok jest 28 działek, na których już rozpoczęła się budowa.
Jedna działka – cztery domy
– Wieś przyciąga, bo mimo wszystko jest ciszej niż w mieście – mówi pani Monika z Lublina, która poważnie zastanawia się nad wyprowadzką z miasta. – Ale tam też zaczyna się robić coraz ciaśniej. Nie wyobrażam sobie mieszkania okno w okno z sąsiadem. Czułabym się jak w klatce.
To, ile procent działki można zabudować, jakiej wysokości może być dom, jaki ma mieć dach itd., precyzuje plan zagospodarowania przestrzennego.
– Jedna działka oznaczała, że powstanie tam jeden dom albo bliźniak. Do niedawna wszystko w ten sposób się odbywało – tłumaczy Teresa Kot. Ale jest pewna „furtka”. W prawie geodezyjnym cały czas funkcjonuje przepis tzw. lex specialis. – Mówi o tym, że w sytuacjach koniecznych, gdy np. rodzice zbudowali dom-bliźniak, ale rodzina się pokłóciła, trzeba ten grunt podzielić. Właśnie ten przepis pozwala na dzielenie działek niezgodnie z planem zagospodarowania przestrzennego już po wybudowaniu budynków. Teraz to się robi nagminne. Są działki 18-arowe, na którym są budowane cztery podwójne domy – przyznaje wójt Jastkowa.
Później takie sprawy wracają do gminy rykoszetem.
– Bo np. nie ma jednego właściciela drogi, tylko 20, albo ludzie zaglądają sobie okno w okno i są konflikty. Moim zdaniem przepis ten naprawdę robi dużo szkody – przyznaje pani wójt.
Większa kontrola
Większej kontroli nad przekształcaniem gruntów chce Zarząd Krajowej Rady Izb Rolniczych. ZKRIR chciałby, by wszelkie przekształcenia ziemi rolnej klas I-III poza miastami musiały opiniować wojewódzkie izby rolnicze.
– Wielokrotnie zdarza się, iż samorządy wydają osobom indywidualnym lub firmom pozwolenia na zabudowę gruntów rolnych klas I-IV bez uwzględnienia panujących w terenie realiów gospodarki rolnej – argumentuje rolniczy samorząd. Jak podlicza, w ostatnim dwudziestoleciu ubyło w Polsce ponad 2 mln ha gruntów rolniczych.
Gustaw Jędrejek, prezes Lubelskiej Izby Rolniczej, zauważa, że ten temat zupełnie inaczej jest rozwiązany we Francji. – Jest wytyczony obszar, gdzie można budować domy jednorodzinne. Jest tam cała infrastruktura: drogi, sieć kanalizacyjna. U nas takich rozwiązań brakuje. Dlatego też przy każdej sposobności wnioskujemy do gmin o tworzenie takich stref zamieszkania. Wtedy nie byłoby tylu indywidualnych wniosków o odrealnianie.
Mniej byłoby też konfliktów. – Nowym mieszkańcom wszystko przeszkadza. Wpływają do nas skargi na rolników np. pracujących w polu po godz. 22, czy że podczas żniw kurzy się z kombajnu, albo że śmierdzi, bo został wywieziony obornik – przyznaje prezes LIR.