Leszek Marcinek z Jasieńca, w samym sercu łęczyńskiego zagłębia truskawkowego, ponad 3,5 hektara obsadził sengą.
W ogrodzie przy domu truskawki na własne potrzeby zbiera ojciec pana Leszka, Eugeniusz, który po 25 latach pracy w kopalni i rozpisaniu gospodarstwa na dzieci pieczołowicie pielęgnuje przydomowe grzędy. Na polu obok kilkanaście osób zbiera owoce do łubianek.
- Teraz już są pracownicy, bo to już drugi zbiór i po okolicy rozeszło się, że płacę złotówkę za kilogram - mówi Leszek Marciniak. - Ale na początku sezonu miałem problem z naborem. Część ludzi wyjechała z granicę, inni mają swoją robotę w polu. A czas nagli. Płacę niemało, od kilku dni już 1,25 za kilogram, bo owoce są drobne. Ale wprawny zbieracz może dociągnąć i do 50 dwukilowych koszyków dziennie.
Ten rok do dobrych nie należy. Zamiast czterech zbiorów, będą tylko dwa - to skutek wiosennych przymrozków. Praca nie jest łatwa: chyłkiem lub na kolanach, w pełnym słońcu. Trudno wytrzymać duże tempo przez 10 godzin dziennie. A tyle, po odliczeniu przerw na posiłki, pracuje się na plantacji.
- Skończyliśmy tutaj, gdzie przechodzimy teraz? - pytają trzej młodzi, opaleni chłopcy schodzący z przydomowej działki.
- Zróbcie sobie chwilę przerwy - słyszą w odpowiedzi.
Na co zarabiają? Najpierw na wakacje - tydzień lub dwa nad jednym z pobliskich jezior. A potem na wyposażenie do szkoły - książki, mundurek, na bieżące potrzeby.
Zbiór truskawek jest już na finiszu, ale to nie koniec pracy. Za kilka dni dojrzeją maliny.