50 reprezentantów załogi Sulzer Turbo Service Poland z Lublina jedzie w piątek do Warszawy protestować przeciwko nałożeniu na tę firmę sankcji.
– O 10.30 rozpoczynamy manifestację przez siedzibą Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji (to ono nałożyło sankcje red.) – mówi pan Artur, jeden z pracowników lubelskiej spółki, w której przepracował 14 lat. – Dołączą do nas koledzy z warszawskiego oddziału. Mamy przygotowane hasła i transparenty.
Protest to przejaw determinacji prawie 160-osobowej załogi, która z dnia na dzień została pozbawiona pracy z uwagi na to, że jednym z udziałowców centrali spółki Sulzer w Szwajcarii jest rosyjski oligarcha Wiktor Wekselberg.
W poniedziałek do zakładu przyjechał wojewoda Lech Sprawka (PiS). – Podczas spotkania z wojewodą i przedstawicielami urzędów pracy wojewódzkiego i miejskiego pracownicy usłyszeli, że mimo że formalnie nie są zwolnieni, to już mogą się rejestrować jako osoby poszukujące pracy, a potem będą mogli skorzystać z doradztwa w zakresie pisania CV, szkoleń i możliwości przekwalifikowania się – mówi Dziennikowi Iwona Stolarska, prokurent spółki Sulzer Turbo Service Poland w Lublinie. – Ale nasi pracownicy wciąż nas pytają, czy my uratujemy tę firmę, bo oni czują się z nią cały czas związani. To jest budujące. Ale z drugiej strony to nie my jesteśmy ustawodawcą, a rząd nie przyjmuje naszych wyjaśnień w sprawie sankcji i powiązań kapitałowych z panem Wekselbergiem.
Dobrą wiadomością dla pracowników jest to, że wczoraj otrzymali pensje za kwiecień. Zła jest taka, że nie wiadomo, co z kolejnymi przelewami, bo pełne wynagrodzenie przysługuje też za postojowe, na którym obecnie jest załoga.
Ale nie tylko pracownicy ucierpieli na sankcjach. Rykoszetem dostali podwykonawcy i usługodawcy. Jedną z takich firm jest JG Group, która ma zakład w Specjalnej Strefie Ekonomicznej na Felinie. – Już odczuwamy to w naszych obrotach. Nastąpił wyraźny spadek – przyznaje Grzegorz Reszka, prezes JG Group. – Z powodu zamrożenia jej kont nie możemy odzyskać 300 tys. zł, a szacuję, że dodatkowe zaległości mogą wynieść 200 tys. zł. Jeśli Sulzer ogłosi upadłość, to szanse na odzyskanie tych pieniędzy oceniam jako niewielkie, bo firma ta nie ma dużego majątku trwałego, a cały proces upadłości będzie długotrwały i trzeba się będzie ustawić w kolejce wierzycieli.
– Stanąłem zupełnie – dodaje Grzegorz Kurowski, który z żoną i synem w Radzyniu Podlaskim prowadzi firmę transportową Yano. – Z Sulzerem współpracuję od 16 lat. Mam długie terminy płatności, ale pieniądze zawsze dostawałem, a teraz są mi winni za trzy miesiące 360 tys. zł. Zawierzyłem im, nie było strachu, bo dobrze stali, aż tu nagle grom z jasnego nieba. Nie bardzo widzę ich winę. Zawiodłem się na rządzie, na który kiedyś głosowałem, bo zamiast zrobić krzywdę temu Rosjaninowi, to zrobili nam. Uziemili pracowników i poddostawców. Odwracam się od PiS, bo nas wykolegowali.