Pracują 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu z osobami chorymi, starszymi, często niepełnosprawnymi. Za takie poświęcenie otrzymują pensję minimalną, za którą ciężko związać koniec z końcem. Tak wygląda zatrudnienie w Domach Pomocy Społecznej
Pracownicy DPS-ów z woj. lubelskiego mają dosyć. Dzisiaj i jutro stają przed urzędami miast i starostw powiatowych, żeby głośno mówić o warunkach swojej pracy.
– Będziemy jeździć wszędzie, gdzie to tylko możliwe, bo chcemy, żeby nasze warunki płacowe się wreszcie polepszyły. Wierzymy, że to się uda. Że zostaniemy wysłuchani – mówi Maria Czuba, starsza opiekunka w DPS w Surhowie (pow. krasnostawski), w którym przebywają osoby chore psychicznie. Ma 30-letni staż pracy i zarobki 2970 zł brutto. – Jest bardzo ciężko.
Rodziny się nie zostawia
Obok niej z transparentem „Ciężka praca = godna płaca” stoi Andrzej Łapa, rzemieślnik specjalista z DPS w Piaskach. Do jego zadań należy praktycznie wszystko: i prace hydrauliczne czy elektryczne, i sklejanie butów mieszkankom. Musi znać się na wszystkim.
– To tak jak w normalnym domu. Trzeba być złotą rączką – mówi i przyznaje: – W to wszystko wkłada się serce, bo my jesteśmy z mieszkankami jak rodzina. To jest taka sama relacja, ale jednocześnie to jest też ciężka praca.
Łapa ma 32-letni staż pracy i… minimalne wynagrodzenie.
– Myślałem, żeby to rzucić. Miałem nawet dobrze płatną propozycję, ale jak się ktoś z ludźmi zżyje, to ciężko się wyrwać. To jak rodzina. Rodziny się nie zostawia – mówi. – Ale to jest też taki wybór: praca lub zarobki, bo w DPS-ach ciągle borykamy się z problemami finansowymi. Nie mamy premii. Otrzymujemy najniższą krajową bez względu na to, czy ktoś pracuje szereg lat, czy dopiero przychodzi. Czy ktoś ma magistra, czy ktoś jest bez szkoły.
Najtrudniej, gdy odchodzą
– Pracujemy po 12 godzin. Są dyżury dzienne i nocne. Skład na dyżurach jest często okrojony. Pracujemy po trzy osoby, mając 70 pensjonariuszy – przyznaje Paulina Bytys, opiekun medyczny w lubelskim DPS Betania. Dochód niewiele ponad 2300 zł na rękę miesięcznie. – Nie mamy żadnych dodatków za święta czy za niedziele. Chcemy wreszcie godnie zarabiać, żeby móc jakoś żyć.
Pani Paulina lubi swoją pracę, chociaż nie ukrywa, że czasami jest bardzo trudno. Podczas dyżuru jest dla podopiecznych przez cały czas. Dla siebie nie ma ani chwili. Jest zmęczenie, ale zawsze trzeba pamiętać, że opiekuje się czyimiś rodzicami lub dziadkami. Chce się to robić tak, jakby byli to jej bliscy.
– Najtrudniej jest jak ci ludzie odchodzą i gdy boją się tego odchodzenia – przyznaje. – Widzimy ten strach. Zdarza się, że przy tych osobach nie ma rodzin. Wtedy jesteśmy my, żeby nie umierali w samotności.
Miałbym o niebo lepiej
Sławomir Trubalski jest opiekunem medycznym w DPS Betania od 10 lat. W sumie jego staż pracy to 36 lat.
– Pracowałem kiedyś w szpitalu i zawsze mogę tam wrócić. To kwestia wyboru, że jeszcze tego nie zrobiłem. U nas w pracy bardzo przywiązujemy się do mieszkańców. Jesteśmy z wieloma osobami bardzo zżyci. To trochę jak w rodzinie. Są różni ludzie, różne charaktery, różne choroby, ale wszystkim chce się pomagać. Człowiek jakoś czuje, że jest potrzebny – mówi. – Ale gdzie indziej miałbym o niebo lepiej. Teraz wiele się zmieniło. Od 1 lipca obowiązuje nowy system wynagradzania. Ja zarabiam 3200 brutto, a w szpitalu na tym samym stanowisku miałbym podobno już 4800 zł. Jeśli zarobki w DPS-ach nie zwiększą się, to nie wiem co zrobię. Ciężko jest odchodzić, ale już tego nie wykluczam.
300 zł na osłodę
Protestujący chcą podwyżki płacy zasadniczej dla każdego pracownika o tysiąc złotych i dostosowania poziomu płac w DPS-ach do wysokości średniej płacy w gospodarce narodowej.
Do protestujących przed lubelskim ratuszem wyszła Monika Lipińska, zastępca prezydenta do spraw społecznych. Przyznaje, że problem niskich zarobków w DPS-ach zna od dawna. Na początku roku, po rozmowach ze związkowcami, miasto znalazło dodatkowe 200 zł na etat. Teraz udało się wygospodarować kolejne 300 zł.
– Okres wakacji to jest czas, kiedy liczymy budżet. Czekamy też na pewne rekompensaty z Ministerstwa Finansów. Nie wykluczamy, że jeszcze jakieś ruchy finansowe do końca tego roku nastąpią – mówi i przyznaje, że znacznie większy problem z wynagrodzeniem pracowników DPS-ów jest w mniejszych samorządach. – Żeby nie doszło do ucieczki pracowników i zapaści, potrzebne są rozwiązania systemowe. Dlatego wspólnie ze związkowcami przygotujemy i wniesiemy do Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej nasze propozycje. Są konieczne, bo w tej chwili średni koszt utrzymania mieszkańca w DPS to ok. 5200 zł miesięcznie. 80 proc. tej kwoty to wynagrodzenie kadry. Każda podwyżka zarobków pociągnie za sobą dodatkowe koszty, które mogą być nie do udźwignięcia. Potrzebne są wiec zmiany.
Podczas pikiety pod lubelskim starostwem powiatowym protestujący usłyszeli, że urząd nie ma pieniędzy na podwyżki.