Z okazji stulecia I LO im. ks. A.J. Czartoryskiego w Puławach, do miasta z całego kraju przyjechali jego absolwenci. Gościem specjalnym była księżniczka Barbara Czartoryska, a wśród zaproszonych gości znaleźli się także przedstawiciele państwowych oraz samorządowych władz
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
Przez sto lat pierwsza szkoła średnia w Puławach wypuściła w świat tysiące absolwentów, wśród których nie brakuje profesorów, lekarzy, prawników, polityków, czy oficerów wojska. Wśród gości, którzy wzięli udział w uroczystości rocznicowej znalazła się m.in. ks. Barbara Czartoryska.
- Myślę, że ta szkoła na pewno zdała egzamin w wychowaniu wartościowych obywateli. Należy życzyć jej następnych stu lat, dalszego rozwoju, sukcesów dydaktycznych, wychowawczych i tego, żeby świadectwo jej ukończenia było wizytówką prawego człowieka i dobrego obywatela, służącego sobie, ludziom i Panu Bogu - mówiła księżniczka.
Z okazji tej wyjątkowej rocznicy ściany szkolnych korytarzy wzbogaciły się o dwie nowe, pamiątkowe tablice. Jedną z nich poświęcono mjr Marianowi Bernaciakowi ps. "Orlik", zasłużonemu w walce z okupantem, żołnierzowi Armii Krajowej oraz absolwentowi I LO. Drugą tablicę środowisko byłych uczniów puławskiej placówki ufundowało z okazji setnej rocznicy jej powstania. O tym, że liceum to nie tylko historia przypomniał natomiast starosta powiatu puławskiego, Witold Popiołek.
- Ta szkoła to młodniejąca staruszka, która w ostatnich latach nabrała blasku. Takie inwestycje jak wymiana parkietu, podłóg, remont elewacji, czy doposażenie pracowni to najważniejsze elementy poprawiające warunki pracy nauczycieli oraz nauki dla uczniów - podkreślał starosta.
Rocznica powstania liceum zbiegła się także z tegorocznym zjazdem jego absolwentów, którzy przyjechali do Puław z różnych stron Polski i Europy.
- Nas uczyła stara, przedwojenna kadra profesorska, która była wymagająca. Trójka to była wtedy bardzo dobra ocena, na którą trzeba było sobie zapracować. Ja tutaj byłem średnim uczniem, ale gdy poszedłem na Politechnikę Warszawską, to na lektoratach z języka niemieckiego, czy rosyjskiego błyszczałem - mówi Zygmunt Sajnaga, którego kolegą z klasy był m.in. znany aktor, Marian Opania.
Na wysoki poziom nauczania i kształtowanie patriotycznej postawy zwraca uwagę Halina Mazurkiewicz.
- Szkoła dała nam ogromną kulturę osobistą, którą przekazywali nam profesorowie. Byli srodzy i wymagający, co nam się nie podobało, ale potrafili przekazać wiedzę i najróżniejsze wartości. Także te patriotyczne, które w tamtym okresie często były pomijane.
Z opowieści absolwentów można wywnioskować, że największą postrach i szacunek budził profesor Kruk, nauczyciel matematyki i fizyki. - Ja się go najbardziej bałam. Kiedyś w dziewczęcej klasie wszystkie uciekłyśmy do lasku, to powiedział, że zbierze dziewczyny pod prasą hydrauliczną i będą piszczały - śmieje się Antastazja Mialska. - Mile wspominam także dyrektora Szubartowskiego, który potrafił pięknie wykładać. Każda za nas uczyła się, żeby otrzymać przynajmniej czwórkę, bo wstyd było nam czegoś nie umieć - dodaje.
Lekarz Cezariusz Stachyra, który na zjazd absolwentów przyjechał do Puław z Ostródy opowiedział o swojej przygodzie z nauczycielką łaciny, panią Grzebalską. - Nie wiem dlaczego przestałem chodzić na jej lekcje i wtedy powiedziała w klasie, że jak mnie spotka na ulicy to i tak mnie przepyta. Potem spędziłem na nauce tego przedmiotu kilka dni. Gdy pojawiłem się na lekcji, odpowiadałem chyba przez pół godziny, ale ocenę otrzymałem pozytywną - wspomina.
Byli ucznowie, którzy pamiętają szkołę z lat 60-tych zwracają uwagę także na dyscyplinę i ogromny szacunek dla profesorów.
- Szkoła była inna niż te, które są teraz. U nas była hierarchia i każdy znał swoje miejsce w szeregu. Był dyrektor, którzy trzymał dyscyplinę wśród nauczycieli, oni mieli do niego szacunek, a my, uczniowie, mieliśmy szacunek do nauczycieli. Profesorowie poświęcali nam bardzo dużo czasu. Dzisiaj nauczyciel przychodzi do szkoły, odbywa swoje pensum i fajrant - mówi Roman Rodakowski, który na zjazd przyjechał z Siedlec. Podobne zdanie ma Jan Kurpiel. - Młodzież była wtedy o wiele bardziej zdyscyplinowana - mówi absolwent I LO z roku 1960.
Szkolne mury cztery lata później opuścił Jan Kozak, który przyjechał z Monachium. - Nigdy nie żałowałem, że chodziłem do tego liceum. Zawsze wypowiadam się z szacunkiem o kolegach i wychowawcach. Uważam, że to, czego się tutaj nauczyliśmy, procentuje przez całe życie.
Co ciekawe, mimo większej dyscypliny, tamta młodzież, podobnie jak mają to w zwyczaju ich młodsi koledzy ze współczesnego liceum, również lubiła nadawać swoim profesorom przezwiska. I tak w starej, surowej kadrze pedagogicznej znaleźli się m.in. profesor "Gnomon", "Gogo" czy pani "Bubla".