Powoli idzie zbieranie podpisów pod wnioskiem o odwołanie Rady Miasta Puławy. Ludzie często nie słyszeli o inicjatywie, a sami zbierający nie chcą upubliczniać listy miejsc, gdzie podpis można złożyć. Bo obawiają się odbioru społecznego.
Senne wtorkowe popołudnie. W komisie na piętrze puławskiego „Tasiemca” kilka osób przegląda towary. – Ludzi jak na lekarstwo – mówi prowadząca komis od blisko roku Edyta Marciniak. Pandemia nie zamknęła jej sklepu, ale klientów prawie nie było. Teraz przychodzi trochę więcej, co pomaga w dodatkowej aktywności, w jaką zaangażowała się kobieta. Na ladzie leży teczka z podpisami osób, które popierają organizację w Puławach referendum w sprawie odwołania Rady Miasta. Nad ladą wydrukowane kartki z informacją o zbiórce. Do wtorku udało jej się tu zebrać 40 podpisów. To jedyne takie miejsce w mieście, gdzie można przyjść i poprzeć inicjatywę referendum w każdym momencie otwarcia komisu.
– Zbieram podpisy, bo nie podoba mi się zachowanie radnych. To jest żenujące – uważa Edyta Marciniak. – Nie podoba mi się to, że atakują człowieka, który nie ma jakichś poglądów dziwnych, nie należy do żadnej partii, chce po prostu dobrze dla ludzi. Patrząc, że tylu ludzi go wybrało, to my przecież chcemy tej zmiany w rządzeniu. A tu ciągle ktoś okoniem staje – mówi kobieta.
Jej zdaniem niektórzy radni powinni też pójść na emeryturę, wymienia byłego prezydenta, a obecnie radnego Janusza Grobla.
• A jego doświadczenie nie ma znaczenia?
– Nie mówię, że nie ma znaczenia. Tylko co innego jak ktoś służy doświadczeniem, i mówi tu robisz dobrze, tu źle. A co innego jak mówi, że wszystko robisz źle – uważa Marciniak. – Niektórzy zachowują się tak, jakby chcieli wrócić na stołki, nic poza tym.
O referendum pytam tuż obok, przy dawnym Manhattanie. Targowiska dawno tu już nie ma, ale na chodniku kilkunastu sprzedawców z produktami sezonowymi. Są też kupujący. Sprzedawcy o referendum nie chcą mówić, bo są spoza miasta. Małżeństwo przed straganem to puławianie. Pani Bożena o referendum słyszała, ale nie bardzo zna przyczyny inicjatywy. Kiedy wyjaśniam, odpowiada: – A to bardzo źle, że radni nie współpracują z prezydentem. Bez względu na to z jakiej są opcji. Skoro się zdecydowali, że chcą być radnymi to muszą służyć społeczeństwu – mówi. – Prowadzą wojenki między sobą, a dla Puław nie pracują – dodaje jej mąż Andrzej.
Idę dalej. Na Skwerze Niepodległości dwie młode kobiety z dziećmi. Żadna z nich o pomyśle referendum nie słyszała. Na ławce siedzi starsza kobieta. Ona również nic nie wie. Dodaje, że nie interesuje się takimi sprawami.
I właśnie ten brak zainteresowania może pokonać inicjatorów referendum, bo podpisów popierających jego organizację zebrać trzeba aż co najmniej 3795. Inicjatorzy są jednak dobrej myśli. – Damy radę. Wiedząc, że tyle osób zagłosowało za panem Majem i tyle osób chciało tej zmiany, to myślę że to jest do wykonania – uważa Edyta Marciniak.
We wtorek wieczorem inicjatorzy referendum spotkali się również na Skwerze Niepodległości. Przyszły osoby, które będą zbierać podpisy np. wśród swoich sąsiadów. Na miejscu zebrano również około 50 podpisów. Termin ich złożenia upływa na początku września. Na razie oprócz komisu w „Tasiemcu” nie ma informacji o innych stałych punktach.
– Te miejsca są, ale prowadzące je osoby nie chcą upublicznienia adresów, bo nie bardzo wiedzą jak to będzie widziane – tłumaczy Łukasz Dziura, jeden z inicjatorów referendum.
PiS: RIO przyznało nam rację
Jednym z argumentów inicjatorów referendum było to, że rada miasta nie udzieliła absolutorium z wykonania budżetu prezydentowi Puław, mimo pozytywnej opinii Regionalnej Izby Obrachunkowej. Tymczasem 13 lipca RIO stwierdziła, że uchwała Rady Miasta z czerwca jest zgodna z prawem. Radni PiS informację na ten temat rozesłali wczoraj do mediów.
– Nie dziwi nas decyzja RIO, bo wszystkie kwestie prawne były dopilnowane – komentuje radny Michał Śmich (PiS). – RIO tym samym przyznało, że mieliśmy prawo nie udzielać absolutorium prezydentowi. Warto, żeby opinia publiczna miała tego świadomość – dodaje.