Po czterech miesiącach nieustannej pomocy, tysiącach usmażonych naleśników, hektolitrach ugotowanych zup i setkach wydanych paczek – wolontariusze z Markuszowa, Puław i okolic kończą swoją charytatywną przygodę. Ostatni dyżur zaplanowano na czwartek.
To była jedna z największych - oddolnych i obywatelskich - charytatywnych akcji w historii województwa lubelskiego. Od wybuchu wojny na Ukrainie przez ponad cztery miesiące, setki mieszkańców zaangażowało się w pomoc przyjeżdżającym do naszego kraju Ukraińcom.
Gdy pasażerowie autokarów zatrzymujących się na parkingu Miejsca Obsługi Podróżnych w Markuszowie na S17, wysiadali na krótką przerwę, witało ich przygotowane specjalnie dla nich miasteczko namiotowe. Mogli za darmo napić się kawy, herbaty, wziąć sok dla dziecka, słodycze, posilić się gorącą zupą, bigosem, naleśnikami, a także zaopatrzyć się w leki i ubrania.
Wolontariusze stworzyli grafik, umawiali się przez internet, dowozili to, co akurat się kończyło. Kilkugodzinne dyżury były organizowane tak, by centrum działało przez 24 godziny na dobę. Pomaganie stało się częścią ich codziennego życia, których na S17 przyciągała zarówno chęć niesienia pomocy, jak i przyjemność współpracy z nowymi, poznanymi na MOP-ie ludźmi. Dość szybko stworzyli wielką wolontariacką rodzinę.
Z biegiem czasu, gdy liczba autokarów z Ukrainy zaczęła spadać, zmniejszała się również liczba chętnych do dalszego dyżurowania. „Mopety” – jak mówią o sobie markuszowscy wolontariusze – na początku czerwca zapowiedzieli zakończenie działalności. Część odeszła, niektórzy zostali na jeszcze jeden miesiąc.
Obecnie, chwilę przez ostatecznym zakończeniem działania punktu, część stoisk jest już rozmontowanych. Nie ma na przykład odzieży czy osobnego namiotu z lekami. Liczbę dyżurujących również zredukowano. Zostali nieliczni.
– Teraz na dyżurach są już tylko pojedyncze osoby. Ja jestem tutaj od początku wojny, a więc od przeszło czterech miesięcy. Jutro mój ostatni dzień. O północy kończymy – mówi pani Agnieszka z Wólki Kątnej w gminie Markuszów. – Na pewno będzie mi tego wszystkiego brakowało – przyznaje.
Obok niej w namiocie użyczonym przez powiat puławski spotkaliśmy wczoraj dwie wolontariuszki z Lubelskiego Centrum Wolontariatu (LCW na działanie swojego punktu pomocy dostaje fundusze od wojewody lubelskiego).
Lolita z Odessy szybko nawiązuje kontakt ze swoimi rodakami. Przyjezdnym proponuje kawę, herbatę, bigos. W upalne dni szybko schodzą także butelki ze schłodzoną wodą. Jeśli coś zostanie, ma trafić do magazynów z darami.
O tym, że tym razem to już naprawdę koniec, głośno jest także w internecie. „Dziękujemy wszystkim wolontariuszom za wsparcie, pomoc, poświęcony czas. Za to, że w tak trudnym czasie pokazaliśmy, że w jedności siła. Dziękujemy za wasze wielkie, dobre serca” – napisała pani Agnieszka.