Nic dziwnego. Stanisław Wrótniak z Puław przez 15 dni jadł w areszcie schabowe i serki homogenizowane. Jak wychodził, dostał jeszcze na drogę… 30 zł.
Oni kazali mi się stawić w areszcie w Lublinie – opowiada Wrótniak. – A kto miał zapłacić za bilet?! Ja? Skąd niby miałem wziąć pieniądze? Wysłali po mnie radiowóz. Pojechałem jak król.
Na miejscu mężczyzna stał się atrakcją całego aresztu. – Chłopaki w kryminale to się tylko śmiali, że taką karę dostałem za jeden napój – mówi. – Ale wcale nie żałuję. Jakie tam dobre jedzenie dają! Na obiad schabowe, na śniadanie serki homogenizowane. A wychodząc dostałem jeszcze na drogę 30 zł. Żyć nie umierać – śmieje się Wrótniak. Jak na urlopie.
– Postawa skazanego nie świadczy źle o systemie, bo kara musi być nieuchronna. Jeżeli skazany lekceważy jej wykonanie, to sąd ma obowiązek wymierzyć taką karę, żeby była dla niego dolegliwa. Dla każdego człowieka kwestia wolności jest największą wartością. Jeżeli dla skazanego przebywanie w areszcie jest rzeczą śmieszną, to tylko pokazuje, jakim jest człowiekiem – mówi Marek Stochmalski, prezes Sądu Rejonowego w Puławach. – A pieniądze na dojazd do domu dostaje każdy skazany po opuszczeniu więzienia – dodaje Marek Stochmalski.
(PAB)