Błędy w ewidencjonowaniu zabytków, nieregulaminowe przelewy, ukrywanie części przychodów, niegospodarność przy zakupach – to część uwag, jakie po audycie w Muzeum Czartoryskich w Puławach zgłosili inspektorzy Najwyższej Izby Kontroli. Chodzi o okres, w którym Muzeum Czartoryskich było częścią Muzeum Nadwiślańskiego w Kazimierzu Dolnym.
Kontrola w byłym puławskim oddziale Muzeum Nadwiślańskiego w Kazimierzu Dolnym dotyczyła lat 2013-2016 i została przeprowadzona na wniosek puławskich radnych.
Negatywnie oceniony został m.in. sposób ewidencjonowania zabytków. Do inwentarzowej księgi nie wpisano 319 obiektów. Prowadzenie kart również nie było najlepsze. W 46 z 56 sprawdzonych dokumentów brakowało m.in. nazwy autora, miejsca i roku powstania, wartości, wymiarów, wagi, czy zdjęć. Powodem tych zaniedbań według dyrektora MNKD, Agnieszki Zadury, była długa absencja byłej zastępcy dyrektora Muzeum Czartoryskich, która przez kilka miesięcy przebywała na zwolnieniu lekarskim.
Zdaniem NIK, błędem było również nie wykazanie prawie 90 tys. złotych przychodu, jakie w pierwszym półroczu 2016 roku uzyskało Muzeum Czartoryskich. Informacja o tym, ile zarobiono na sprzedaży biletów, czy pamiątek nie dotarła wtedy do Urzędu Miasta Puławy, które współorganizowało i finansowało muzeum. Jak czytamy w raporcie, było to spowodowane pisemnym poleceniem dyrektora muzeum przekazanym głównej księgowej, by przychody każdego oddziału Muzeum Nadwiślańskiego traktować całościowo. W odpowiedzi dyrektor wyjaśniła, że wynikało to jedynie z postanowień nowego regulaminu jednostki dotyczących centralizacji zarządzania oddziałami. Na argument, że informacji nie otrzymywał współorganizator muzeum, dyrektor Zadura przypomniała, że Puławy „nie wykazywały sprzeciwu” wobec tego rodzaju sprawozdań.
W 2014 roku Muzeum Nadwiślańskie w Kazimierzu Dolnym bezprawnie „pożyczyło” pieniądze zgromadzone na rachunku Muzeum Czartoryskich. Na rachunek główny przelano wtedy 174 tys. złotych. Z puławskich pieniędzy opłacono wtedy wynagrodzenia pracowników innych oddziałów, uregulowano faktury, a nawet wyposażono łazienki w Kamienicy Celejowskiej. Środki po kilku tygodniach oddano. Dyrektor Agnieszka Zadura wyjaśniła, że było to konieczne z uwagi na chwilowy brak pieniędzy w Muzeum Nadwiślańskim.
Kontrolerom z NIK nie spodobała się współpraca Muzeum Czartoryskich z wrocławską firmą Sowa-Szenk, która otrzymała pieniądze za montaż sprzętu ekspozycyjnego, mimo że tę usługę wykonały inne podmioty (firmy Mega, Expo-Expert, Anpa). Chodziło o prawie 40 tys. złotych. Ponadto ta sama firma pod koniec 2014 roku otrzymała honorarium (12 tys. zł) za prace, które fizycznie zostały wykonane dopiero w kolejnym roku. Pieniądze miały być wynagrodzeniem za wykonanie aranżacji, chociaż protokół odbioru informował jedynie o wykonaniu jej projektu. Zdaniem dyrekcji muzeum, wszystko odbyło się w sposób prawidłowy.
Uwagi zgłoszono także do braków w tzw. kontroli zarządczej, co jak się okazało, po raz kolejny wynikało z długiej nieobecności jednej z pracownic Muzeum Czartoryskich. NIK skrytykował także brak reakcji na uwagi Muzeum Narodowego w Krakowie odnośnie konieczności przebudowy gablot ekspozycyjnych (w celu ochrony zabytków), czy niewystarczające wykorzystanie Domku Żółtego. Wśród zaleceń można przeczytać m.in. o konieczności „zaprzestania wydawania środków finansowych otrzymywanych na prowadzenie Muzeum Czartoryskich na inne cele”.