Lekarka z Puław odpowie przed sądem za narażenie życia pacjentki. Zdaniem śledczych pobieżnie i nieprawidłowo zdiagnozowała kobietę, która trafiła na oddział ratunkowy. Pacjentka zmarła.
Akt oskarżenia, który trafił właśnie do puławskiego sądu, to finał trwającego ponad dwa lata śledztwa. Pani Henryka skarżyła się na silne bóle brzucha. W styczniu 2018 r. do jej domu wezwano karetkę. Medycy podali kobiecie leki przeciwbólowe i odjechali. Stan pacjentki się nie poprawił, więc następnego dnia poszła do lekarza rodzinnego, gdzie dostała skierowanie do szpitala. Dwa dni później pogotowie przywiozło ją do puławskiej lecznicy.
Pacjentkę przyjęła Kamila S. stwierdzając u kobiety „zaburzenia układu moczowego”. Dała kobiecie antybiotyk i wypisała do domu. Z ustaleń biegłych wynika, że lekarka ograniczyła się do podstawowego badania. Nie zleciła dodatkowej diagnostyki. Nie zdecydowała się również na konsultację ze specjalistą.
Kilka dni po wyjściu ze szpitala pacjentka poszła na prywatną wizytę u specjalisty. Tam, po badaniu USG, stwierdzono u niej guz – najprawdopodobniej ropień. Lekarz zalecił pilne udanie się do szpitala i operację.
W ciągu tygodnia do pacjentki jeszcze dwukrotnie wzywano karetkę. Dopiero za drugim razem zabrano ją do szpitala. Tam ponownie zajmowała się nią Kamila S. Tym razem jednak zleciała tomografię, która potwierdziła obecność ropnia. Pacjentka trafiła na stół operacyjny. Usunięto jej macicę. Kobieta przebywała na oddziale intensywnej opieki. Jej stan oceniano wówczas jako bardzo ciężki. Po kilkunastu dniach pacjentka zmarła. Późniejsze badania wykazały, że przyczyną śmierci była sepsa, która rozwinęła się przez powikłania pooperacyjne.
W kwietniu 2018 r. rodzina zmarłej zawiadomiła prokuraturę o zaniedbaniach lekarskich, które miały doprowadzić do śmierci. Sprawą zajęła się prokuratura. Śledczy zasięgnęli opinii biegłych z Poznania. Ci ocenili, że Kamila S. z SOR źle zajmowała się pacjentką. Powinna prowadzić dalsze badania i skonsultować się ze specjalistą. Tymczasem nie zleciła nawet tomografii, nie sprawdziła również wydolności krążeniowej i oddechowej pacjentki. Błędnie zinterpretowała także wyniki badań moczu. Zdaniem biegłych „niczego nie wyjaśniła”, po czym odesłała chorą kobietę do domu. To pozwoliło na rozwijanie się schorzenia, a w konsekwencji doprowadziło to do śmierć kobiety.
Prokurator postawił Kamili S. zarzut dotyczący narażenia zdrowia i życia pacjentki. Lekarka nie przyznała się do winy. Początkowo składała obszerne wyjaśnienia. Później odpowiadała tylko na pytania adwokata. Kobiecie grozi do 5 lat więzienia.