Dwójka pasażerów chciała dostać się z Puław do Kazimierza Dolnego. Chcieli skorzysytać z busa wracającego z Warszawy. Mimo że dyspozytorka firmy transportowej poleciła im udanie się na przystanek, kierowca busa do środka ich nie wpuścił.
Jednym z poszkodowanych pasażerów był pan Marek, mieszkaniec Kazimierza Dolnego, który 2 stycznia wieczorem, chciał wrócić z Puław do domu. W rozkładzie jazdy firmy Halo Bus znalazł informację o tym, że o godz. 21 z przystanku odjeżdża bus relacji Warszawa-Kazimierz Dolny. Dla pewności zadzwonił na numer dyspozytorni z pytaniem o to, czy zostanie zabrany.
– Po 5 minutach oczekiwania przy telefonie otrzymałem odpowiedź, że mam czekać na przystanku. Uprzedziłem, że nie będę miał innego transportu, ale pani potwierdziła, że zostanę zabrany – relacjonuje. Niestety, na potwierdzeniu się skończyło. Bus faktycznie zatrzymał się na przystanku, ale jego kierowca nie wyraził zgody na zabranie dwójki pasażerów.
– Powiedział, że chyba robię sobie żarty. Dał mi do zrozumienia, że jego szef się wścieknie, jeśli zrobi ten kurs – opowiada pan Marek, który w tej sytuacji musiał wziąć taksówkę. – Naraziło mnie to na koszty, dlatego domagałem się od firmy odszkodowania. Pieniądze niedawno odzyskałem, ale to nie była miła rozmowa – dodaje.
Jak się okazuje, praktyka na kursie z Warszawy była taka, że po opuszczeniu pojazdu przez ostatniego pasażera, kierowca wracał do bazy. Po tym, jak przed Kauflandem, którego parking w Puławach od paru lat pełni rolę dworca autobusowego, wysiedli ostatni pasażerowie, kierowca zakończył więc podróż.
Dlaczego doszło do tej nietypowej sytuacji? – To było nieporozumienie, które już wyjaśniliśmy z tym panem. Dyspozytorka faktycznie poinformowała go o tym, że taki kurs zostanie zrealizowany, ale informacja ta nie została przekazana kierowcy. Naprawdę dbamy o jakość naszych usług i postaramy się, żeby nigdy więcej do tego rodzaju pomyłek nie dochodziło – tłumaczy firma Halo Bus.