Mimo wysiłku lekarzy, nóżki 2-letniej Natalki nie udało się uratować. Dziewczynka przeszła dwie operacje, jej kończynę trzeba było niestety amputować. To ofiara piątkowego wypadku, do którego doszło w Puławach. Sprawca na wniosek prokuratury został osadzony w areszcie. Grozi mu do 12 lat więzienia.
Pani Małgorzata z 2-letnią córeczką i 6-letnim synem w piątkowe popołudnie wybrała się na krótki spacer. Szła szerokim, równym chodnikiem przy spokojnej, położonej z dala miejskiego zgiełku, ulicy Wólka Profecka. Nagle srebrny volkswagen bora wypadł z drogi na chodnik i wjechał prosto w nich. Rodzina otarła się o śmierć, ale sprawca tego wypadku nie miał ochoty im pomagać. Nacisnął gaz i pojechał dalej, zostawiając poszkodowanych na chodniku.
W wyniku potrącenia przez samochód, 2-letnia Natalka miała rozerwaną tętnicę udową i wymagała natychmiastowej operacji. Jej starszy brat miał podejrzenie wstrząśnienia mózgu, a mama - uszkodzenia kręgosłupa. Cała trójka została zabrana do szpitala w Puławach. Lekarze najbardziej martwili się o stan 2-letniej dziewczynki. Ostatecznie została przewieziona do szpitala w Lublinie, gdzie przeszła dwie operacje. Niestety jej nóżki nie udało się uratować. Napisała o tym sama matka dziewczynki.
– Najbliższe godziny pokażą co dalej. Wszyscy będziemy musieli być dobrej myśli, chociaż jest mi bardzo ciężko – pisała pani Małgorzata tuż po zabiegu swojej córki. Ze względu na jej stan, lekarze musieli wprowadzić ją w stan śpiączki farmakologicznej, ale jej życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo. Jej matka i brat mają się już lepiej. Na szczęście nic poważnego im się nie stało.
Tymczasem tuż po wypadku, policja rozpoczęła zakrojoną na szeroką skalę akcję poszukiwania zbiega. Do wszystkich patroli w powiatach puławskim, kozienickim, opolskim i ryckim wysłano komunikaty o srebrnej borze na puławskim numerach rejestracyjnych. Powiadomiono także media. Żeby uniemożliwić ucieczkę, patrole stanęły przy mostach na Wiśle i Wieprzu. W akcji brało udział kilkudziesięciu funkcjonariuszy, co dość szybko przyniosło efekt. – Zatrzymaliśmy go po trzech godzinach w miejscu zamieszkania. Sprawca wypadku miał 1,6 promila alkoholu – mówi Ewa Rejn-Kozak, rzecznik puławskiej policji.
Jak ustalono, Krzysztof M., 27-letni puławianin tego dnia zabrał kluczyki od auta swojej konkubiny i bez jej zgody wyruszył na przejażdżkę. Po wypadku w Wólce Profeckiej dojechał do Borowiny, małej miejscowości pomiędzy Puławami, a Gołębiem, gdzie zostawił uszkodzony samochód i wrócił do Puław. Chwilę po tym, jak zamknął za sobą drzwi, zapukali do niego policjanci. Mężczyzna został już przesłuchany. Zrezygnował ze składania wyjaśnień, ale przyznał się do winy.
– Postawiliśmy mu zarzut spowodowania wypadku pod wpływem alkoholu, którego skutkiem jest ciężki uszczerbek na zdrowiu, a także zarzut ucieczki z miejsca zdarzenia oraz uszkodzenia mienia, w posiadanie którego wszedł bez zgody jego właścicielki – wylicza Grzegorz Kwit, szef puławskiej prokuratury, potwierdzając, że sąd wyraził zgodę na zastosowanie wobec sprawcy wypadku trzymiesięcznego aresztu.
Za przestępstwa, których się dopuścił, puławianinowi grozi od 8 do 12 lat więzienia. – Sąd w takich przypadkach najczęściej orzeka również o dożywotnim zakazie prowadzenia pojazdów – dodaje prokurator, który przyznaje, że trudno w tej sytuacji dopatrywać się okoliczności łagodzących.
Na razie nie wiadomo, czy w piątek Krzysztof M. znajdował się pod wpływem środków psychoaktywnych. Śledczy czekają jeszcze na wyniki badań toksykologicznych.
Dla osób, które znają mężczyznę, wynik pozytywny nie byłby zaskoczeniem. – To, że on ćpa, wiedzą wszyscy. Od dawna miał kłopoty z prawem. Można powiedzieć, że był bardzo aktywny w jego łamaniu – mówi jedna z osób, które proszą o anonimowość.