Od poniedziałku ruszyły puławskie zakłady fryzjerskie. Po dwóch miesiącach postoju, liczba klientów wystrzeliła. Wszędzie obowiązują zapisy telefoniczne. Najbliższe wolne terminy często zaczynają się w czerwcu, a do najlepszych fachowców - nawet w lipcu.
Po dwóch miesiącach przerwy w działalności związanej z epidemią koronawirusa, puławianie potrzebują strzyżenia, a puławianki - nowych fryzur, kolorów i pielęgnacji. Zapotrzebowanie na usługi tego rodzaju jest tak wysokie, że salony szybko wypełniły wolne miejsce na miesiąc i więcej do przodu.
- Nie nadążamy z odbieraniem telefonów - przyznaje Sławomir Krupski z damsko-męskiego zakładu fryzjerskiego Barber Shop przy ul. Wróblewskiego w Puławach. Tutaj na usługi najpopularniejszych mistrzów fryzjerskiego fachu trzeba obecnie czekać do lipca. Do tych mniej doświadczonych zapisać można się natomiast już na czerwiec. Szansa na wizytę jeszcze w maju jest niewielka.
Na brak klientów nie narzeka także pani Anna z Fryzjerni Artystycznej przy ul. Lubelskiej. - Obłożenie jest dosyć duże, klientki umawiamy telefonicznie, ale dajemy sobie radę. Do pracy w przyłbicach powoli się przyzwyczajamy - mówi fryzjerka. Jak się okazuje, część klientek w ostatnich miesiącach samodzielnie próbowała nakładać kolor, ale nie zawsze z najlepszym skutkiem. - Balejażu nikt sam sobie nie zrobi - zauważa nasza rozmówczyni.
Do końca maja wolnych terminów nie ma także u Agnieszki Pawlik, której zakład mieści się przy al. Partyzantów. Ruch w interesie jest na tyle duży, że jego właścicielka nie mogła poświęcić na rozmowę z nami więcej czasu. Praca wre także w innych zakładach, przez co puławianki z każdym dniem pięknieją, a puławianie wyglądają na mniej zarośniętych.
Cała branża stara się obecnie nadrobić zaległości, ale nawet mimo skokowego wzrostu zainteresowania fryzjerskimi usługami będzie to dosyć trudne. Dwa miesiące bez przychodów to często dziesiątki tysięcy złotych strat. Przymusowa przerwa w usługach tego rodzaju przyniosła także nowe zjawisko, niekorzystne z punktu widzenia tego biznesu. Część klientów nauczyła się strzyc samodzielnie, co długofalowo może przełożyć się na obniżenie ilości wizyt w salonach.