Zegary, obrazy, zabytkowa porcelana, indonezyjskie koty, lampy naftowe, przedwojenne narzędzia, orientalna biżuteria, kapelusze, meble - to wszystko i wiele innych rzeczy można było obejrzeć i zakupić podczas pierwszej giełdy staroci w Puławach. Niedzielne targi przyciągnęły setki zwiedzających.
W niedzielę na targowisku przy ul. Dęblińskiej w Puławach po raz pierwszy zorganizowano targi staroci. Debiut puławskiej giełdy okazał się udany. Przy ładnej, słonecznej pogodzie, wielu mieszkańców Puław i okolicznych gmin udało się na miejsce, żeby pooglądać skarby z różnych stron świata. Część towarów znalazła nowych nabywców.
– Ja dzisiaj kupiłam porcelanową filiżankę. Skorzystałam z okazji, żeby przyjechać i popatrzeć na rzeczy wyjątkowe, których normalnie nie można kupić w żadnym sklepie. A na takiej giełdzie, jak ta w Puławach można w spokoju, bez pośpiechu, pospacerować, zatrzymać się na chwilę, poszperać. Naprawdę jest na czym zawiesić oko – mówi Anna Thiede z Końskowoli. – Na pewno będę tutaj wracać, zwłaszcza, że do Puław mam bardzo blisko – dodaje.
Zadowoleni z puławskich targów są także sprzedający. – Jak na pierwszą giełdę to jest całkiem przyjemnie, trochę ludzi przyszło – ocenia pan Roman z Lublina, który starociami handluje już od 10 lat. Na jego stoisku można znaleźć m.in. XIX-wieczne, francuskie zegary i szereg innych skarbów o wartości od kilkunastu do kilkuset złotych.
Drewniane figurki kotów wykonanych w dalekiej Indonezji do Puław przywiózł Mariusz Jędrych z Ryk. – Te figurki cieszą się sporym wzięciem, można je postawić w komodzie, czy podłodze. Mam też żyrafy, porcelanowe figurki, kryształy. Większość kupuje na giełdach i odsprzedaję dalej, a niektóre rzeczy przysyła mi kolega z Anglii. To takie moje niedzielne hobby – mówi sprzedawca.
Jubilerskie skarby z Indii można było znaleźć natomiast na stoisku lubelskiego złotnika, Piotra Kaszczuka, który jak sam przyznaje, w poszukiwaniu ciekawych wzorów lata po całym świecie.
– Najbardziej doceniam ręczną robotę, rzeczy oryginalne, z naturalnymi, szlachetnymi kamieniami. U mnie można kupić prawdziwe rubiny, szmaragdy, szafiry, tego typu rzeczy. Hindusi taką biżuterię wykonują starymi narzędziami, tak samo od stu lat. To są przepiękne rzeczy – mówi pan Piotr. Ceny - różne. Jedną z tych najdroższych wykonał sam, za gruby, srebrny łańcuch z bransoletą trzeba zapłacić 1,2 tys. zł.
Miłośnicy marynistyki na dłużej zatrzymywali się przy stoisku państwa Mroczków z Warszawy. Na miejscu można było obejrzeć i kupić m.in. części żaglowców (koło sterowe, kotwica), rustykalne lampy, przedmioty z miedzi itp.
– Profesjonalnie zajmujemy się handlem takimi rzeczami od trzech lat, większość z nich przywozimy z Francji, ale mamy też kilka unikatowych przedmiotów z Polski. Niektóre z nich, jak stare tablice informacyjne z PRL-u znajdujemy na skupach makulatury – opowiada pan Krzysztof. – Specjalizujemy się w osobliwościach – dodaje, wskazując na stary opryskiwacz przerobiony na ozdobną lampę.
Z kolei analogowe płyty, stare młotki, siekiery, beczki, drewniane koła, a nawet przedwojenną prasę introligatorską do Puław przywiózł pan Artur. – Stare rzeczy nabierają wartości – tłumaczy sprzedawca, który handlem zajmuje się od 20 lat.
Wszyscy, którzy przegapili pierwszą giełdę staroci, mogą nadrobić zaległości już za miesiąc. Zgodnie z planem, targi tego typu przy ul. Dęblińskiej mają być organizowane regularnie, w każdą trzecią niedzielę miesiąca.