Tysiące litrów ścieków wymieszanych z krwią do rowu melioracyjnego wypuściły dzisiaj zakłady mięsne firmy Pini Beef w Końskowoli. Rów jest dopływem Kurówki, która wpada do Wisły. Zaniepokojeni mieszkańcy wezwali policję, straż i poinformowali służby sanitarne.
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
Proceder bardzo szybko zauważyli mieszkańcy, którzy poinformowali gminnego radnego Janusza Próchniaka. Gdy doniesienie potwierdziło się, zawiadomił policję, wojewódzki sanepid i straż pożarną. Służby, które przyjechały obejrzeć wskazany rów, mogły jedynie rozłożyć ręce. Ciepła, czerwona substancja o intensywnym, nieprzyjemnym zapachu mieszała się z wodą wypływając z rur kanalizacyjnych pobliskiej ubojni. Z instalacji służącej do odprowadzania deszczówki.
– Ta krew płynie do rzeki Kurówki, a następnie do Wisły. Taki wyciek oznacza w moim przekonaniu ryzyko skażenia wód gruntowych. Niestety to już kolejne takie zdarzenie w naszej gminie, za które odpowiada Pini Beef i dzieje się to akurat wtedy, kiedy nie pracują urzędy. To, co się dzisiaj stało uważam za skandal, a inwestor, który nie przestrzega prawa, w tej sytuacji nie powinien prowadzić tutaj żadnej działalności. My, jako mieszkańcy, mamy już tego dość – mówi Janusz Próchniak, radny gminy Końskowola.
Radosław Barzenc, prezes stowarzyszenia "Zielone Powiśle" osobiście tworzył dokumentację zdjęciową i pobierał próbki czerwonej wody.
– To przedsiębiorstwo do rowu może wylewać jedynie wodę z placu parkingowego i deszczówkę, tymczasem na zewnątrz zakładu odprowadza tą drogą ścieki przemysłowe. Nie ma prawa, które by na to pozwalało. Jeśli zakład nie ma odpowiedniej infrastruktury to powinien zostać zamknięty do czasu doprowadzenia do porządku. My oczekujemy, że ten proceder się skończy, ale przy śmiesznych karach, jakie nakłada w takich sytuacjach Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska podejrzewam, że walczymy "z wiatrakami" – mówi Radosław Barzenc, który krwią z rowu wypełnił kilka butelek.
Od pracowników zakladu dowiedzieliśmy się, że ubój został już zakończony. Więcej informacji w piątek wieczorem udzielił nam dyrektor firmy, Artur Osiak.
– Przez kilka godzin szukaliśmy przyczyny tego zjawiska. Okazało się, że nieprawidłowo zbudowany został fragment kanalizacji naszego zakładu, o czym do dzisiaj nie wiedzieliśmy, bo nie było go na planach. Przez ten błąd w sztuce budowlanej, za który odpowiada poprzedni właściciel nieruchomości, dochodziło do krzyżowania się ścieków przemysłowych z "czystymi" – tłumaczy. – Zapewniam, że sytuacja jest już opanowana. Chcę podkreślić, że jesteśmy poważną firmą i nie zależy nam na tym, żeby oszczędzać kosztem jakości środowiska – dodaje dyrektor Osiak.
Warto wspomnieć, że równo rok temu, w połowie października, czerwoną cieczą zalana została działka w pobliskiej miejscowości Rudy. Doszło wtedy do awarii przepompowni, która nie poradziła sobie z ilością ścieków.
Latem tego roku wykryto natomiast znaczne zanieczyszczenie wody w rowie. Analiza laboratoryjna pobranych wtedy próbek wskazała, że normy przekroczone zostały kilkaset razy. W odpowiedzi lubelski WIOŚ na dyrektora zakładu nałożył mandat w wysokości 300 złotych.