Gdy na drodze w Stoku pojawiła się alfa romeo, której to kierowca ledwo trzymał się pasa ruchu, w czym nie pomagał mu brak przednich opon, świadkowie zadzwonili po policję. Okazało się, że kierowca jest pijany i nie ma prawa jazdy. Razem z kolegami świętował zdany egzamin kolegi.
Była noc z wtorku na środę, 8 stycznia, gdy w ręce policji wpadło dwóch młodych mieszkańców Nałęczowa, który z trudem, na samych felgach dotoczyli się do Klementowic w gminie Kurów, zaliczając wcześniej bliskie spotkanie ze słupem. Zaczęło się od zdanego egzaminu na prawo jazdy 20-latka, który wspólnie ze swoimi starszym o rok kolegą ten niewątpliwy sukces postanowił uczcić imprezą w Puławach. Razem wsiedli do alfy romeo młodego kierowcy i pojechali do stolicy powiatu puławskiego, gdzie wspólnie pili alkohol. Gdy po wszystkim nadszedł czas na powrót, zamiast wezwać taksówkę, kompani postanowili wrócić alfą.
Starszy z nich uznał, że skoro pił mniej, to w zasadzie jest trzeźwy, a w związku z tym, że sam również zapisał się na kurs prawa jazdy, to jeździć potrafi. Wsiadł więc za kierownicę włoskiej maszyny i dopóki droga była szeroka i prosta, trzymał się jej bardzo uważnie. Niestety umiejętności 21-latka zweryfikowało miasto Końskowola, które zaskoczyło go umiejscowionym na poboczu słupem. Młody mężczyzna podjął próbę ominięcia tej przeszkody, ale z marnym skutkiem. Samochód uderzył w wystający element przebijając obydwie przednie opony.
Mogłoby się wydawać, że na tym podróż kolegów się zakończyła, ale to nieprawda. Posiadając najpewniej spore doświadczenie w grach komputerowych wiedzieli, że pojazd bez opon da się prowadzić. A że do ich domów zostało raptem... ponad 20 km, postanowili zaryzykować. Początkowo wydawało się, że nic się nie dzieje, ale już po kilku minutach manewrowanie pojazdem zaczęło sprawiać trudności. Gdy ich auto (z przodu na samych felgach) wtoczyło się do wioski Stok, jej mieszkańcy ze zdziwieniem obserwowali walkę kierowcy z prawami fizyki - tarciem i grawitacją. Wezwali policję.
Mimo pewnych trudności, alfa jednak poruszała się do przodu. Auto poddało się dopiero w Klementowicach. Wtedy kierowca i jego młodszy kolega wysiedli, zdjęli tablice rejestracyjne i pobiegli z nimi w pola. W kierunku torów kolejowych. Tak twierdzą świadkowie, którzy jechali za nimi przez pewien czas. Uciec pijanym się jednak nie udało, chociaż zabrakło im niewiele. W swojej gminie udało się nakłonić jednego z kierowców, który zgodził się zawieźć ich do Nałęczowa. Wtedy jednak niespodziewanie zatrzymał ich patrol policji, tym razem z ich własnego miasteczka.
- Zarówno 20-letni właściciel samochodu jak i jego 21-letni kolega trafili do policyjnego aresztu. Obaj byli nietrzeźwi. Młodszy z mężczyzn miał 1,6 promila alkoholu w organizmie, starszy niespełna promil. Obaj są mieszkańcami gminy Nałęczów - informuje kom. Ewa Rejn-Kozak, rzecznik puławskiej policji. Żaden z mężczyzn nie przyznawał się do prowadzenia alfy więc obaj trafili do aresztu.
Ustaleniem tego, kto złamał prawo zajęli się mundurowi z Kurowa, którzy zabezpieczyli ślady i przesłuchali świadków. Wynika z nich, że alfę prowadził 21-latek i to on w czwartek, 9 stycznia, usłyszał zarzuty. Za jazdę bez prawa jazdy i doprowadzenie do kolizji grozi mu teraz do 3 lat więzienia, wysoka grzywna oraz inne konsekwencje finansowe oraz co najmniej 3-letni zakaz kierowania pojazdami.