Ona. Zuzanna Ndlovu. On. Hózman Mirza Sulkiewicz. Jeszcze czteroletni Franek. I dwuletnia Aniela. Zakręcona rodzinka z… zuluskimi i tatarskimi korzeniami. Z romantyczną miłością w tle.
tazyjna bródka. Na co dzień, wraz z żoną właściciel kultowego "Fryzjera” w Kazimierzu nad Wisłą. Codziennie rano, przy barze i z nieodłącznym laptopem, namiętnie studiuje historię polskich Tatarów. - Pierwsza miłość Mickiewicza - Maryla Wereszczakówna, późniejsza hrabina Putkamerowa. Tatarska krew. Naczelnik Tadeusz Kościuszko. Po matce tatarska krew. Co znaczy tatarska krew? Uczciwość, uczynność, stałość w przyjaźni. Żaden z Tatarów, co stwierdził Tadeusz Czacki, nigdy nie był szpiegiem lub zdrajcą - mówi z dumą Robert.
Franek marzy o Bożence
Nie może usiedzieć na miejscu. Rano przytula się do smagłej żonki, by choć trochę jej ciepła zabrać ze sobą do "Fryzjera”. Pogada z Frankiem. Przytuli Anielkę. I leci do roboty. Dziś będzie wędził półgęski. Też z tatarskim rodowodem. Wypije colę. I wymyśli coś nowego. Na przykład "Strunę”. Dla Franka.
"Struna” to bohater "E-
kstradycji”. Czyli Dariusz Jaku-
bowski. Znany także z serialu "Na dobre i na złe”. Wystąpił w "Porankach czytankach”. Knajpa "U Fryzjera” pękała wtedy w szwach.
- Chciałem zrobić coś dla dzieciaków. Bez pieniędzy. Zadzwoniłem do "Struny”. Przyjechał za strawę i spanie. Franek był zachwycony.
Teraz gościem dzieciaków z Kazimierza będzie Andrzej Zieliński. Czyli doktor Pawica z serialu "Na dobre i na złe”.
- Franek marzy o Bożence. Czyli Edycie Jungowskiej. Dzia-
łamy - śmieje się Robert.
Pradziadek, który uratował Piłsudskiego
Sulkiewicze mają na Powąz-
kach w Warszawie swoje kur-
hany. W jednym z nich pocho-
wano Aleksandra Sulkiewicza. Bohatera narodowego Tatarów polskich.
- W 1892 roku mój pradziad po-
znał Józefa Pił-
sudskiego. Nawią-
zała się między nimi serdeczna przyjaźń. Został jego najbliższym współpracowni-
kiem - opowiada Robert.
I z uwagą stu-
diuje losy Ale-
ksandra. Któ-
ry zasłynął z przy-
gotowania bra-
wurowej ucieczki
Józefa Piłsud-
skiego z peters-
burskiego szpitala imienia Mikoła-
ja Cudotwórcy w maju 1901 r.
Zginął 18 września 1916 roku, na polu bitwy pod Si-
towiczami nad Stochodem, niosąc pomoc rannemu porucznikowi Adamowi Kocowi. - To jest właśnie tatarska krew - mówi z zadumą Robert.
Najpierw w Kazimierzu zakochał się Michał
Czyli ojciec Roberta.
W 1956 roku Michał Hóz-
man Mirza Sulkiewicz miał osiemnaście lat i po raz pierwszy przyjechał do Kazimierza nad Wisłą.
- Urocze krzywe domki z przybudówkami dolepiany-
mi przez lata i drewnianymi werandkami, letnie kuchnie i piwniczki w cieniu włoskich orzechów sprawiły, że uznałem
to miejsce za raj. Było ciepło i cicho, pachniało dymem z podwórkowych suszarni - wspo-
mina znakomity scenograf fil-
mowy i dekorator wnętrz, hi-
storyk sztuki, który dziś ma za sobą realizację 50 filmów.
- Ojciec zasłynął wśród akto-
rów ze znakomitych nalewek, a jego sławną wiśniówkę pili ci najsławniejsi. Nalewki robi od kilkudziesięciu lat. Wykazuje anielską cierpliwość - opowiada Robert.
Dziś w Kazimierzu wiśniówkę według przepisu Hózmana, z etykietą zaprojektowaną przez Daniela de Tramecurta robi pan Krzysio. Na butelce widnieje rysunek słynnej kazimierskiej studni. Z tym że pod daszkiem z gontu zamiast studni jest wisienka...
Potem Robert zakochał się w Zuleńce
Robert Sulkiewicz. Od zawsze w Warszawie. Babcia przez 17 lat mieszkała na Zamku Warszawskim. Jej ojciec był kustoszem muzeum.
Robert najpierw został czeladnikiem pracowicie wyrabiającym stemple i pie-
czątki.
Następnie został towarzyszem sztuki drukarskiej. Do dziś ręczny skład i stare czcionki nie mają dla niego tajemnic.
Chciał wyjechać do Stanów. Nie wyjechał. Został kelnerem. W klubie Stowarzyszenia Fil-
mowców "Ściek”. Następnie pra-
cował u Marcina Kręglickiego w Mekongu.
Został menedżerem pubu John Bull.
Trzynaście lat temu poznał sma-
głą i piękną Zuzannę. Zakochał się na zabój.
Orły górą
Po Zuleńce jego drugą miłością są Orły Kazimierz. Od powstania działa w klubie, kibicuje, szuka sponsorów.
Seniorzy Orłów po przerwie zimowej rozpoczęli treningi. Trochę później niż zwykle, lecz z nie mniejszym zapałem. Pod wodzą nowego szkoleniowca i pod okiem nowego prezesa. Pierwsze sparingi w Zimowym Turnieju o Puchar Starosty Puławskiego.
- Jednak nasi zawodnicy po-
kazali, że ambicji im nie brakuje. Rozgromili C-klasowców 9:0 i pokonali w ostatnim meczu eliminacji juniorów Wisły 3:0, zajmując tym samym pierwsze miejsce w grupie - raduje się Sulkiewicz.
Co dobre? Czeburieki
Rano?
Dla cierpiących po szaleń-
stwach poprzedniego wieczoru "Chory kotek”. Czyli Alkasel-
tzer, żurek i kwas z ogórków.
Dziś Zuzanna i Robert Sulkiewiczowie, pracujący przedtem w kazimierskim "Grillu” Janusza Michalaka, są właścicielami knajpy "U Fryzjera”, stylizowanej na stary szynk.
- A dlaczego "U Fryzjera”? Mieszkańcy Kazimierza zawsze będą kojarzyć to miejsce z zakładem pana Jakubowskiego, gdzie strzygli się i czesali przez wiele lat. Wbrew pozorom, nie golimy z pieniędzy - śmieje się Robert.
I staje za stołem, by przyrządzić mi "ajercwibele”.
- Siekasz osiem jaj na twardo, dodajesz drobno posiekaną cebulkę, łyżkę roztopionego tłuszczyku gęsiego, sól i biały pieprz.
Próbuję. Jakież to dobre.
Jeszcze lepsze są tylko czeburieki. Duże, tarskie pierogi pełne soczystego, siekanego mięska. Jak ugryziesz, sok tryska na język.
Nasze miejsce na ziemi?
• Powiedz mi coś o swojej żonie.
- Jest troszeczkę młodsza niż ja i dużo rozsądniejsza. Dzięki jej mądrości tworzymy tak szczęśliwą rodzinkę. Brakuje nam tylko swojego miejsca w Kazimierzu, ale to już niedługo...
Oryginalna i egzotyczna uroda? Nie zaprzeczę, że jest piękną kobietą, ale pięknych kobiet jest wiele, a mądre i piękne zdarzają się niezwykle rzadko... Ufff - kończy Robert.