Rozmowa z Justyną Frankiewicz-Popiołek o tym, co zrobić, żeby dzieci same chciały się uczyć, a szkoła nie zabijała ich ciekawości oraz zainteresowań
Justyna Frankiewicz-Popiołek była organizatorką konferencji „Edukacja to relacja” – pierwszego spotkania z cyklu Akademii Nowoczesnego Rodzica w ramach Centrum Edukacji Innowacyjnej w Puławach. Chodzi o próbę przekonania rodziców i nauczycieli do nowego sposobu myślenia o szkole, edukacji i procesach uczenia się. Ale też o to, by usunąć z systemu oświaty te elementy, które zabijają kreatywność i ciekawość. Według organizatorów wydarzenia, szkoła powinna dostrzec w uczniu indywidualistę, pozwolić rozwinąć jego zainteresowania, skupić się na tym, w czym jest dobry i mu zaufać.
• Jakie są najważniejsze błędy obecnego systemu edukacji. Co należałoby usunąć z niego w pierwszej kolejności?
J. Frankiewicz-Popiołek: – Błędów jest bardzo dużo. Przede wszystkim obecnie mamy do czynienia z dążeniem do tego, żeby każde dziecko było traktowane w ten sam sposób. Żeby uczyło się tego samego i w tym samym tempie bez względu na jego indywidualne predyspozycje. To tak, jakbyśmy chcieli, żeby wszystkie dzieci w klasie trzeciej miały np. 134 cm wzrostu. Skupiamy się na pomiarze dydaktycznym zamiast na rozwijaniu talentów, aktywizacji uczniów. Badania wskazują, że kiedy wzbudzimy w uczniach fascynację, to nauka staje się dla nich przyjemnością.
• Ale jakieś podstawowe umiejętności uczniowie muszą nabyć?
– Oczywiście, ale nie każde z nich muszą być na szóstkę. Czasem wystarczy trójka w przedmiocie, którego nie lubią. Zamiast poświęcać czas na podciąganie się na wyższy stopień, bo tak oczekują od nich rodzice lub nauczyciele, ten czas mogliby wykorzystać na rozwijanie swoich zdolności w przedmiotach, których nauka sprawia im przyjemność. Nie wiemy, kim to dziecko zostanie w przyszłości, więc nie wkładajmy go w machinę, która go wyrówna do przeciętnego poziomu.
• W takim razie chodzi także o zmianę mentalności rodziców i nauczycieli.
– Rodzice również wymagają zmiany, bo są wychowani w szkole „pruskiej”, takie mają doświadczenie. W takim systemie uczeń czasami nie może się odezwać przez 45 minut. My proponujemy inną szkołę. Taką, która zakłada odejście od ławek, stawia na rozwój, rozmowę, współpracę. Chcę zauważyć, że już teraz jest wielu cudownych nauczycieli, którzy chcieliby robić wiele rzeczy inaczej, ale mają związane ręce. Muszą trzymać się podstawy programowej i zadań, jakie przed nimi stawia system.
• A co z pracami domowymi, które często są odrabiane poprzez wyszukiwanie odpowiedzi w internecie?
– Tego rodzaju prace domowe są bez sensu, bo dzieci niczego nie ćwiczą. Zadania należy konstruować w inny, bardziej interesujący sposób. Moglibyśmy wymagać np. przeprowadzenia wywiadu, czy wykonania jakiegoś projektu. Wszystko jest kwestią podejścia do ucznia i pokazania również rodzicowi, że może swoje dziecko ukierunkować. Powinniśmy odejść od „hydraulicznej pedagogiki” polegającej tylko na stawianiu zadań i wyciskaniu uczniów jak cytrynki.