Właściciel pawilonu handlowego w Bochotnicy jest na skraju upadku. – Doprowadzili mnie do tego członkowie rady nadzorczej banku, który wcześniej udzielił kredytu na budowę marketu – mówi rozgoryczony mężczyzna.
Chodzi o członków rady nadzorczej tego banku, którzy działają jednocześnie w Nałęczowskiej Spółce Handlowej. To spółka, rozbudowująca swój pawilon w centrum miasta i szukająca nieruchomości pod kolejne inwestycje.
Kilka takich osób zainicjowało protest przeciwko budowie przez Marka Lenartowicza kolejnego marketu w Bochotnicy, finansowanej przez Bank Spółdzielczy. Urzędowe postępowanie wykazało, że pozwolenie na budowę wydano w oparciu o nieważny plan zagospodarowania przestrzennego. W efekcie nowo powstały pawilon stoi pusty, a to oznacza zagrożenie w spłacie kredytu na budowę. Zdaniem właściciela marketu, do fiaska inwestycji doprowadzili m.in. niektórzy członkowie rady nadzorczej BS.
– I to powinna być sprawa dla bankowców i odpowiednich organów – mówi Marek Lenartowicz, właściciel pawilonu. – Ci ludzie działali na szkodę banku. W listopadzie poinformowałem o tym zarząd banku.
– Pośrednio to mogło być działanie na naszą szkodę – przyznaje prezes Bednarczyk. – Ja nie miałem wpływu na rozwój wydarzeń. Moją rolą jest, by bank wyszedł z tej sytuacji bez szwanku. Utrzymujemy stały kontakt z kredytobiorcą i nie widzimy zagrożenia dla spłaty kredytu.
Jednym z głównych inicjatorów protestu był Grzegorz Kobus, szef Zarządu Nałęczowskiej Spółki Handlowej i członek rady nadzorczej BS w Nałęczowie.
– Nie miałem pojęcia, że nasz bank kredytuje tę inwestycję – mówi Kobus. – Dowiedziałem się o tym dopiero w listopadzie, a protesty zaczęły się kilka miesięcy wcześniej. Jeszcze zanim wbito pierwszy szpadel, zwracaliśmy uwagę na nieprawidłowości.
– Oficjalna informacja na ten temat dotarła do rady w listopadzie – potwierdza prezes Bednarczyk. Przyznaje jednak, że członkowie rady nadzorczej banku mogli wcześniej wiedzieć o sposobie finansowania inwestycji. Nałęczów to małe miasto, a Bank Spółdzielczy jest dominującym graczem na lokalnym rynku.
Lenartowicz nie wyklucza, że będzie się domagał odszkodowania. – Według mnie, to było ewidentne działanie w celu wyeliminowania konkurencji.