46-latek z gminy Kazimierz Dolny wziął rower, piłę spalinową i wyjechał do lasu, żeby naciąć drzew. Gdy nie wrócił na noc, rodzina powiadomiła policję. Niewiele brakowało, a umarłby z wychłodzenia
Mężczyzna cierpiał na różne schorzenia, ale mimo to, dawał sobie radę. W zeszły piątek udał się do lasu. Miał zamiar ściąć kilka drzew, po które miał zamiar wrócić ciągnikiem następnego dnia. Ten plan się jednak nie powiódł. 46-latek w pewnym momencie stracił orientację w terenie. Próbował odnaleźć drogę do domu, ale bez skutku. Jego bliscy zaczęli się niepokoić, gdy stracili z nim kontakt telefoniczny. Najpierw próbowali odszukać go sami, ale gdy zbliżała się noc, a efektów poszukiwań nie było, powiadomili policję.
– Funkcjonariusze natychmiast podjęli działania. W jednostce ogłoszono alarm. Do pomocy zaangażowaliśmy także strażaków z państwowej i ochotniczej straży – mówi podkom. Ewa Rejn-Kozak, rzecznik puławskiej komendy.
Po północy, w wąwozie prowadzącym w stronę Skowieszyna kryminalni zauważyli ślady roweru, a niedaleko nich piłę i rower należący do zaginionego. To zawęziło obszar poszukiwań. Niedługo później strażacy z OSP w Wierzchoniowie na jednym z pól dostrzegli leżącego mężczyznę. Okazał się nim zaginiony 46-latek. Był wycieńczony i wychłodzony. Gdyby nie ratunek, nocy mógłby nie przeżyć. Karetką zabrano go do szpitala specjalistycznego w Puławach.