Policjanci wkroczyli do gabinetu stomatologa w Puławach zaraz po przyjęciu przez niego pieniędzy od pacjenta. Zabrali go na przesłuchanie. Akcja skończyła się fiaskiem, bo okazało się, że pacjent… zapłacił za zabieg, który nie jest refundowany przez NFZ.
"Pracujący w prywatnej klinice lekarz trafił w ręce policji, gdyż zażądał łapówki za zabieg, który w istocie jest refundowany” - pisali policjanci w komunikacie do mediów.
Stomatolog pracował w niepublicznym ZOZ, który ma podpisany kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia. W sierpniu zgłosił się do niego pacjent na zabieg chirurgiczny. Usłyszał od dentysty, że będzie musiał zapłacić 200 zł. Po wyjściu z gabinetu poszedł na policję. Powiedział, że dentysta chce łapówki za zabieg, za który i tak płaci fundusz.
Potem pacjent znowu zgłosił się do dentysty. Stomatolog usunął mu torbiel zębową. Wykonał też konieczny w tym przypadku dodatkowy zabieg - usunięcia części korzenia sąsiedniego zęba. Zainkasował 200 zł. Pacjent wyszedł, a zaraz potem do gabinetu wkroczyli policjanci z wydziału do walki z przestępczością gospodarczą puławskiej komendy.
Lekarz został zabrany na przesłuchanie. Usłyszał zarzut przyjęcia łapówki. Prokuratura kazała mu zapłacić 3 tys. zł poręczenia majątkowego.
- Działaliśmy w oparciu o zebrane wówczas dowody - głównie zeznania pacjenta - mówi Dariusz Lenard, prokurator rejonowy w Puławach. - Dalsze postępowanie wykazało, że dentysta działał zgodnie z przepisami i sztuką lekarską.
Przełomowe znaczenie miała opinia biegłego, który sprawdził i ocenił zabiegi wykonane przez dentystę. Pierwszy był bezpłatny, drugi zaś, którego przeprowadzenie było konieczne, nie był refundowany przez NFZ i trzeba było za niego zapłacić. Na koniec pacjent, od którego zaczęło się zamieszanie, przyznał, że stomatolog miał na myśli dodatkowy płatny zabieg.
- Przestępstwa nie było - uznała prokuratura i umorzyła śledztwo. Dla dentysty oznacza to koniec kłopotów.