Widok ogołoconych drzew przy miejskim targowisku w Radzyniu Podlaskim wywołał burzę w Internecie. Urzędnicy tłumaczą, że konary były suche i zagrażały bezpieczeństwu handlujących. A burmistrz nazywa to „urzędniczą samowolą” i zapowiada konsekwencje.
Zaczęło się od zdjęcia, które zamieściła w mediach społecznościowych jedna z internautek i dodała: „Taka "pielęgnacja" po polsku. Kiedyś jednak nie przychodziło do głowy, było to sporadyczne, ale po epoce szyszkodnika w Polsce wolno wszystko”.
Posypała się lawina komentarzy o okaleczeniu drzew i pozostawieniu kikutów przed miejskim targowiskiem. W ten sposób usunięto konary u ok. 20 drzew. Ale urzędnicy uważają, że wszystko poszło zgodnie z planem.
– Przycięcie drzew było konieczne w związku z zagrożeniem łamania się konarów wyrastających z czubów po poprzednim skracaniu – tłumaczy Tomasz Grabowski z wydziału zarzadzania mieniem komunalnym w urzędzie miasta. Przekonuje też, że w ubiegłym roku porywisty wiatr powalił dwa konary, które spadły obok samochodów kupców. – Podobne incydenty zdarzały się jeszcze kilka razy – zaznacza urzędnik.
W jego ocenie, niektóre z topoli są suche i dziurawe w środku. – A to stwarza dodatkowe zagrożenie dla osób na targowisku. Poza tym, topole z natury są kruche – zauważa Grabowski. Jego zdaniem korony ogołoconych drzew w ciągu roku się odbudują. – W trakcie wycinki pracownicy sprawdzali każde drzewo ood kątem tego, czy nie ma tam gniazd ptaków i żadnych nie stwierdzili – zapewnia urzędnik.
Ale niespodziewanie zupełnie inaczej tłumaczy całe zajście burmistrz Jerzy Rębek (PiS). – Urząd Miasta nie dał zlecenia na wykonanie przecinki 20 topoli na terenie targowiska miejskiego. (…) drzewa zostały okaleczone decyzją pojedynczego, określonego urzędnika, który nie miał takiego upoważnienia, wykazał się nieznajomością prawa, szczególnie przepisów o ochronie przyrody, przekroczył swoje kompetencje, uprawnienia do podejmowania decyzji, wynikiem czego jest zniszczenie drzew– przyznaje w wydanym oświadczeniu Rębek. I nazywa sprawę wprost: „Mamy do czynienia z klasyczną samowolą urzędniczą”. – Jeśli urzędnik nie zna prawa albo to prawo lekceważy, poniesie konsekwencje. Obecnie trwa postępowanie wyjaśniające w tej sprawie, do którego zostały włączone różne osoby i instytucje. Po jego zakończeniu podejmę stosowne decyzje– zapowiada burmistrz.
Ale sprawa oburzyła Jakuba Jakubowskiego, lokalnego aktywistę i radnego powiatu radzyńskiego. – W moim przekonaniu to łamanie prawa, dokładniej ustawy o ochronie przyrody – stwierdza.
Jeden z jej artykułów mówi, że „usunięcie gałęzi w wymiarze przekraczającym 50 proc. korony, która rozwinęła się w całym okresie rozwoju drzewa (…) stanowi zniszczenie drzewa”. Dlatego Jakubowski skierował już interpelację do starosty radzyńskiego, jako organu nadzorującego ochronę środowiska.
– W przypadku ok. 20 dużych drzew dokonano wycięcia wszystkich gałęzi, co w konsekwencji doprowadzi do ich obumarcia i stanowi ich zniszczenie – uważa społecznik. W piśmie do starosty pyta, czy ogołocenie odbyło się za jego zgodą.
Przypomnijmy, że społeczny sprzeciw wywołała też ubiegłoroczna wycinka kilkunastu drzew na radzyńskim Rynku. Wszystko odbyło się wtedy w ramach rewitalizacji tego miejsca. Z 11 drzew zostały 3. Urzędnicy zapowiadają nowe nasadzenia.