– Epidemia dała nam jedną rzecz pozytywną: pokazała, że możemy czas spędzać razem, celebrując posiłki – mówi Dariusz Klimek, właściciel lubelskiej Restauracji Giuseppe. Teraz uruchomił sklep, dzięki któremu można nauczyć się gotować.
- Giuseppe działa od…
– 23 lat. W tym czasie rynek gastronomiczny w Lublinie bardzo się zmienił. Pojawiło się wiele nowych restauracji. Wzrosła konkurencja. Po drodze przeżyliśmy też pożar lokalu. Mieliśmy więc momenty gorsze i lepsze, ale nigdy nie było tragicznie.
- Teraz jest?
– Tak. W tych warunkach typowej restauracji nie da się prowadzić. Działamy więc na pół gwizdka, a olbrzymie powierzchnie restauracji nie zarabiają na siebie. Oczywiście realizujemy zamówienia w dostawie, ale to nie jest to samo. Po pierwsze jedzenie z pojemniczka nie smakuje tak, jak serwowane bezpośrednio po przygotowaniu. Po drugie, ludzie do restauracji nie przychodzą tylko po to, żeby jeść. Szukają relacji i bycia z innymi ludźmi. Nie możemy im więc teraz dawać tego, co oczekują.
- Stąd pomysł na uruchomienie sklepu Giuseppe?
– Na ten pomysł wpadliśmy tuż przed walentynkami cztery lata temu. To trudny czas dla panów, którzy czasami bezowocnie szukają wolnych stolików i dla restauratorów, którzy nie mogą sprostać zapotrzebowaniu. Wymyśliłem wtedy walentynkowy kurs dla mężczyzn, podczas którego uczyliśmy ich, jak własnoręcznie przygotować w domu kolację, na którą zaproszą swoje partnerki. Padło na makaron, bo to jednocześnie proste w przyrządzeniu, ale ze względu na wykorzystane składniki także wykwintne danie. To był strzał w dziesiątkę, bo takie własnoręcznie przygotowane kolacje wywarły na paniach ogromne wrażenie. Otrzymaliśmy wiele pozytywnych komentarzy, ale okazało się też, że panowie pozapominali receptury. Mieli też problemy z kupnem wszystkich potrzebnych składników.
- I tak powstał pomysł, by sprzedawać pudełka, w których znajdują się składniki na posiłek dla dwóch osób wraz z przepisem.
– Mamy pudełka z pizzą wraz ze świeżym ciastem. Oferujemy kamienie, na których pizza przygotowana w piekarniku smakuje tak samo jak w lokalu. Mamy ravioli i własnoręcznie przygotowywane własne makarony wraz z pysznymi dodatkami. Wybór jest coraz większy. Wkrótce chcemy wprowadzić też zestawy na więcej osób, by można było przygotować większy obiad, na który zaprosimy rodzinę czy przyjaciół lub sąsiadów. Wprowadzimy też pudełka dla osób bardziej w gotowaniu zaawansowanych.
- Jest zainteresowanie?
– Coraz większe. Wiele osób jest zachwyconych tym, że nie mając wcześniejszej wprawy w gotowaniu, w kilkanaście minut mogą przygotować naprawdę rewelacyjne danie. Przede wszystkim jednak odkrywają, że w jedzeniu nie chodzi tylko o zaspokajanie głodu. Takie wspólne gotowanie i wspólne jedzenie pomaga utrzymywać relacje międzyludzkie. W ostatnich latach kultura stołu nieco osłabła. Mama była na diecie, tata jadł coś na stacji benzynowej, dzieci w szkole. Epidemia dała nam jedną rzecz pozytywną: pokazała, że możemy czas spędzać razem, celebrując posiłki.
- Kiedy skończy się epidemia, nie zlikwidujecie więc sklepu?
– Na pewno nie. To krok w dobrym kierunku.