Sadownicy mają pełne chłodnie jabłek, których nie mogą sprzedać. Na dziś zapowiedzieli protesty. Kierowcy mogą napotkać spore utrudnienia na drodze krajowej nr 74 w Annopolu
- Rynek się załamał, gdy Rosja wprowadziła embargo. Teraz nie wiadomo, co robić. Sprzedać źle, trzymać w nieskończoność też nie można - martwi się pan Stanisław.
Unia dała trzecią możliwość - to utylizacja i rekompensaty dla rolników. Dzięki wycofaniu części jabłek, ich ceny miały wzrosnąć. Niestety wielu sadowników z tego nie skorzystało. Dlaczego? Podkreślają, że wszystko przez brak pomocy ze strony urzędników z agencji rolnych.
- To nieprawda, jak rozpowiadają, że nie chcieliśmy utylizować. Po prostu uniemożliwiła nam to biurokracja. Urzędnicy źle informowali, widać, że są źle przygotowani. Jednego chłopa, który przyszedł po informację odesłali do czytania dyrektywy unijnej. Przecież to śmiech na sali - mówi Marian Smentek, sekretarz ZG Związku Sadowników RP.
- Najpierw mówiło się, że to wszystko z winy Unii, a teraz, że rolnicy są frajerami, bo nie zadbali o swoje interesy. To bzdura. Tu ewidentnie gra się na przemysł przetwórczy, który tylko korzysta, bo skupuje jabłka cztery razy taniej niż rok temu - podkreśla Stanisław Szurek.
Dyrektor lubelskiego oddziału ARR Andrzej Romańczuk nie zgadza się z tak surową oceną, jaką wystawiają urzędnikom sadownicy. - Są oni merytorycznie obsługiwani na bieżąco, bez zbędnej zwłoki. Wszystkich, zarówno tych, którzy zgłaszają się do nas osobiście oraz tych, którzy telefonują lub łączą się z nami za pośrednictwem internetu, informujemy, tłumaczymy, wyjaśniamy, rozwiewamy wątpliwości, pomagamy w wypełnianiu wniosków. Tylko w ciągu jednego dnia w ubiegłym tygodniu przyjęliśmy 193 wnioski, wypełnione przy pomocy i udziale pracowników oddziału. Kadra jest profesjonalnie przygotowana i pomaga każdemu zainteresowanemu w składaniu dokumentów - zapewnia dyrektor.
Do tej pory Polska była jednym z największych eksporterów jabłek na świecie, a woj. lubelskie jest jednym największych producentów tych owoców w kraju. Na około milion ton, które w ubiegłym roku wyeksportowaliśmy do kilkunastu krajów, aż 90 procent przypadało na Rosję. Teraz jabłka zalegają u sadowników. Polska szuka na nie innych rynków zbytu, m. in. w Indiach czy Emiratach Arabskich.
- Ale to nie jest takie proste. Wymagania tych krajów są inne i trzeba się do nich dostosować. Poza tym w naszym kraju wciąż brakuje regulacji prawnych i na tę chwilę nie ma możliwości eksportu na rynek indyjski - wyjaśnia Smentek.
Chodzi też o problemy logistyczne. - Rosja była za miedzą, a transport statkiem trwa sześć tygodni - dodaje z kolei Szurek, który sam stara się nie sprzedawać swoich jabłek. - Sprzedaję trochę, jak muszę. Reszta leży w chłodni i czeka na lepsze czasy. Ale czy one przyjdą? Jestem coraz gorszej myśli - dodaje.
Żeby wyrazić swoje niezadowolenie Związek Sadowników RP zapowiedział na dzisiaj protesty w całym kraju. Główny ma się odbyć w Warszawie przed ministerstwami. Warszawę wspierać będą lubelscy sadownicy, którzy od godz. 10 będą blokować drogę krajową nr 74 w Annopolu.
Cena jabłek
15-17 groszy - cena kilograma jabłek przemysłowych w skupie
30-60 groszy - cena kilograma jabłek deserowych
85 groszy-1 zł - koszt produkcji kilograma jabłek.
Protest sadowników we wtorek
Protest rozpocznie się o godz. 10 na przejściu dla pieszych przy skrzyżowaniu z drogą do Opoczki i potrwa cztery godziny. Do udziału w pikiecie zapisało się ok. 500 sadowników z naszego regionu. Ma to być wsparcie dla rolników, którzy będą dziś protestować w Warszawie.
- Będziemy chodzić po ostatnim przed mostem przejściu dla pieszych. Nie zależy nam na uprzykrzaniu życia kierowcom i mieszkańcom, a o wyrażenie swojego niezadowolenia z tego, co do tej pory zrobili w naszej sprawie politycy. Będziemy robić przerwy na przejazd aut - zapowiada Smentek.
Protest jest legalny, zabezpieczać będzie go policja. - To ruchliwa droga, ale jesteśmy przygotowani. Mamy nadzieję, że wszystko przebiegnie sprawnie i bezkolizyjnie - mówi Janusz Majewski z kraśnickiej policji.
Rolnicy są niezadowoleni z sytuacji na rynku owoców, spowodowaną rosyjskim embargiem. Za wszystko obwiniają polityków i biurokrację. Jak mówią konieczne są nadzwyczajne działania. Tymczasem, według nich, politycy niewiele robią.