Rozmowa z Jerzym Skoczylasem, Leszkiem Niedzielskim i Stanisławem Szelcem, satyrykami wrocławskiej "Elity”.
Leszek Niedzielski: – Tego nie da się zapominieć nigdy...
Stanisław Szelc: – Był rok 1981 i zaprosił nas do Chicago właściciel firmy wysyłkowej Polamer, Walter Kotaba. Występowaliśmy przez sześć tygodni, od piątku do niedzieli w klubie polonijnym. Zarabialiśmy za występ wielokrotność miesięcznych zarobków w Polsce wynoszących wtedy... osiem dolarów. Mieliśmy poczucie finansowego sukcesu i zawodowego spełnienia zarazem. W pozostałe dni chłonęliśmy Amerykę.
Jerzy Skoczylas: – Pierwszego dnia, po wyjściu na ulicę, zobaczyliśmy pijanego faceta na rowerze, który jechał zygzakami śpiewając "Jarzębinę czerwoną”. Takie było nasze zapoznanie z krajem Jerzego Waszyngtona i Elvisa Presleya.
SS: – Pierwszym sklepem amerykańskim, jaki zobaczyliśmy był lokal monopolowy o nazwie "Polish Vodka”, na którego witrynie siedział szczur wielkości królika i obserwował nas uważnie.
LN: – Zrozumieliśmy, że jesteśmy po prostu "u siebie”. Zawsze odtąd jedziemy do Ameryki jak do siebie.
JS: – Objechaliśmy ten kraj od Atlantyku do Pacyfiku i od Wielkich Jezior po Florydę. Poznaliśmy tyle atrakcji geograficznych i dziwów natury, że po występach mogliśmy o nich opowiadać naszym polonijnym widzom, którzy nie mieli czasu ich jeszcze zobaczyć.
• W Nowym Jorku świętujecie swoje 40-lecie. A jak właściwie powstał wasz kabaret?
JS: – Pomysł wziął się z potrzeby serca w akademiku T-3 przy Placu Grunwaldzkim we Wrocławiu. Jak wiele pomysłów u studentów w akademikach. Wyszedł w 1969 roku od Tadka Drozdy, który zwierzył się z niego Jankowi Kaczmarkowi. "Elita” została poczęta i wkrótce przyszła na świat w klubie "Kurant” na terenie tegoż akademika. Drozda z Kaczmarkiem to nasi rodzice...
SS: Bez aluzji, proszę... To są nasi ojcowie-założyciele.
LN: – Jak Waszyngton z Jeffersonem w przypadku Ameryki. Dodałbym także, że mój przedmówca, Jerzy Skoczylas był trzecim ojcem-założycielem. Jak Madison, w przypadku wspomnianej Ameryki.
JS: – Z tym, że Tadek był zdecydowanie Waszyngtonem. On to zbierał do kupy, organizował i zajmował się – jakby to po dzisiejszemu rzec – impresariatem.
LN: – Był także naszym kierowcą. Miało to ogromne znaczenie po koncertach: gdy Tadek prowadził wóz, my prowadziliśmy dalszą działalność.
JS: – Ogromne znaczenie miało pojawienie się w kabarecie Andrzeja Waligórskiego, już wtedy człowieka-legendy radiowych programów satyrycznych.
• Założyciela słynnego Studia 202.
SS: – Waligórski i Ewa Szumańska, na fali odwilży w 1956 roku stworzyli we wrocławskim radio, Studio 202 emitujące audycje satyryczne na antenie lokalnej i ogólnopolskiej. Emituje bez przerwy do dziś. Nie ma cyklicznej, satyrycznej audycji radiowej na świecie o dłuższym stażu antenowym. Zostaje to właśnie zgłoszone do Księgi Rekordów Guinnessa.
LN: – Związanie się Waligórskiego z "Elitą” było bezcenne, bo otwierało przed kabaretem perspektywy radiowe.
• Polskę podbiliście piosenką "Kurna chata”.
JS: – Było to na festiwalu opolskim w 1971 roku, który istotnie wygraliśmy tą piosenką z tekstem i muzyką Jasia Kaczmarka. Ku zupełnemu zresztą zaskoczeniu.
• Uznano ją za odreagowanie gomułkowszczyzny. Marzenie o pożegnaniu "kurnej chaty” PRL-u, jaką zawiadywał Gomułka.
SS: – Coś podobnego... Myślę, że na temat tej piosenki powinien powstać jakiś doktorat.
JS: – To, że szlag trafił Gomułkę w roli przywódcy narodu, był wielkim sukcesem narodu. Towarzysz "Wiesław” był dojmującym kabotynem, więc jego odejście było jak powiew świeżego powietrza. W jakiś sposób miało to wpływ także na twórczość kabaretową i możliwość wypowiedzi. Generalnie jednak byliśmy wtedy młodzi, pełni sił i zapału. Co do "Kurnej chaty”, to staliśmy się dzięki niej niezwykle popularni w całym kraju. Wszędzie nas chciano słuchać i oglądać oraz przyjmowano z otwartymi rękami.
LN: – W następnym roku zaczęliśmy występować na antenie radiowej "Trójki” w Ilustrowanym Tygodniku Rozrywkowym, który od 1974 roku przekształcił się w"60 minut na godzinę” i chodził nieprzerwanie do 13 grudnia 1981 roku.
SS: – "Trójka” miała wtedy znakomitą słuchalność i była przykładem radia robionego dla ludzi i przez ludzi.
• Ludzie uznali was za "swoich”?
LN: – Zaczęli nawet "60 minut na godzinę” spontanicznie nagrywać na magnetofony kasetowe, które pojawiły się w produkcji, jako przejaw otwarcia Polski na Zachód. Kiedy po którymś z amerykańskich występów, przyszedł do mnie rodak i powiedział, że emigrując, zabrał z Polski żonę, pierzynę i kasety z radiowymi nagraniami "Elity”, myślałem, że się rozpłaczę ze wzruszenia.
• Co myślicie o współczesnym polskim kabarecie?
SS: – Nasi młodzi koledzy po fachu koncentrują się w ogromnej mierze na skeczach z udziałem technik komediowych, aktorskich czy często cyrkowych. Starają się zajmować publiczność nieco inaczej niż my. Wygłup zastępuje podtekst i aluzję.
JS: – Problem polega na tym, że w formowanie gustów kabaretowych ostro włączyła się telewizja. Preferuje ona jeden typ kabaretu, o jakim wyżej, a widz w ogóle nie ma pojęcia, że może istnieć jeszcze jakiś inny kabaret. To dyktat i eliminowanie opcji alternatywnej.
LN: – Ta nowa awangarda kabaretowa bez telewizji w ogóle by nie mogła istnieć, bo operuje głównie obrazem, a nie słowem. Do tego są tak podobni do siebie, że trudno ich od siebie odróżnić.
• Naprawdę nie da się wymienić nikogo, kogo w tej "nowej fali” doceniacie?
JS: – Postacią absolutnie numer 1 jest Robert Górski, piekielnie uzdolniony autor tekstów i inteligentny interpretator z Kabaretu Moralnego Niepokoju.
• To jak wytłumaczyć, że jest wciąż telewizyjne zapotrzebowanie na "Elię” i nadal was pokazują?
SS: – Może to kwestia jakiegoś przyzwyczajenia?
LN: – Jakaś nasza publiczność jednak jeszcze żyje.
JS: – Ogląda nas głównie młodzież w naszym wieku, choć także dzieci tej młodzieży. Zakładam, że z własnej woli, a nie pod przymusem rodziców.
• Co robicie, żeby pozostawać w dobrej formie?
JS: – Co tydzień mamy program radiowy, do którego musimy napisać nowe teksty. To szalenie dyscyplinuje i pozwala na bieżąca kontrolę formy. Jakoś się trzymamy.
• A jak przestaniecie?
JS: – Ciągle wierzę, że wszystko jeszcze przed nami. Ja, na przykład, kiedyś chciałem być furmanem lub zegarmistrzem. Niedzielski może wrócić do zawodu mima, który kiedyś uprawiał, a Szelc pójść do polityki. Świat stoi przed nami otworem.