Subiektywnie „Volta” to wartka komedia o cwanych i cwańszych. Komedia bawiąca widza padającymi słowami, a nie padaniem twarzą w tort. Tu na szczęście nie ma tortów, są dialogi.
Większość zabawnych kwestii towarzyszy ciekawie zbudowanej, świetnie zagranej (na największe brawa zasłużył właśnie Jacek Braciak), ale nie najważniejszej postaci polityka, który bardzo chce zostać prezydentem kraju (a nawet królem), choć nie ma żadnych zadatków na męża stanu. Jednak talenty nie liczą się dziś w wyścigu po stanowiska tak, jak omotanie wyborców, mówienie im tego, co chcą usłyszeć i pudrowanie niekompetencji nośnymi hasłami, co przy okazji obśmiewa Machulski, wbijając kilka drobnych szpilek aluzji do polskiej sceny politycznej.
Upudrowanie półgłówka („nie chwalmy skóry na niedźwiedziu”) na przywódcę to w filmie zadanie Volty (Andrzej Zieliński), cynicznego speca od wizerunku, który „zamienia ćwoków w ludzi” i dobrze na tym wychodząc przedkłada skuteczność nad etykę. Siebie uważa za guru, natomiast społeczeństwo ma za idiotów: „ludożerka lubi gorszych od siebie”.
Nie jest jednak „Volta” satyrą na świat polityki. Nie jest filmem, po którym roztrząsa się dylematy moralne. To po prostu odprężająca komedia bez dłużyzn. To fakt, może się kojarzyć ze wcześniejszym „Vinci” Machulskiego: w obu filmach jest cenny przedmiot, ktoś chce na nim zarobić, nie do końca uczciwie, ktoś kogoś chce przechytrzyć. Po „Volcie” zostanie nam nieco więcej zabawnych cytatów.
To, że film wchodzi do kin akurat w lipcu raczej osłabia jego szanse na liczną widownię, bo latem chętniej siedzi się nad jeziorem, niż w kinie. „Volta” nie dołączy też raczej do wąskiego grona filmów zasługujących na miano „kultowych”. Na pewno nowa komedia będzie bawić przez wiele lat podczas telewizyjnych powtórek, bo jest tego warta. Za każdym razem na ekrany przywoła też Lublin, którego władze dopłaciły do produkcji filmu i żałować tego nie muszą. Miasto jest tu nazywane po imieniu i często, choć nie wiem, czy nie przesadzono nieco ze wzmiankami o jubileuszu 700-leciu nadania praw miejskich.
Jeśli ktoś spyta czy warto, odpowiem: warto.