Przedsiębiorcy z Lublina mydlili oczy władzom Ryk, że w Owni zbudują sortownię odzieży używanej. Skończyło się na wykupie działki, na którą w zeszłym roku trafiło ok. 4,5 tys. ton sprasowanych ubrań. Podobny śmietnik Krzysztof Sz. zostawił po sobie w Bełżycach.
Ta historia zaczęła się w ubiegłym roku, kiedy Krzysztof Sz. kupił działkę w miejscowości Ownia w gminie Ryki i wydzierżawił ją swojemu wspólnikowi, Tomaszowi M. Lubelscy przedsiębiorcy snuli przed lokalnymi władzami szerokie plany inwestycyjne. Chcieli budować hale magazynowe i sortownię odzieży używanej. I choć na taką działalność nie otrzymali zezwolenia, to towar zamówili.
Na działkę o powierzchni niecałego hektara ciężarówki przywiozły ponad 9,5 tys. metrów sześciennych sprasowanych, ubrań o łącznej wadze ok. 4,5 tys. ton. Zdaniem ryckich urzędników, jest to odpad, na składowanie którego należy posiadać zezwolenie. Ratusz starał się wpłynąć na dzierżawcę terenu, żeby ten go uprzątnął. Bez skutku.
– Próbowaliśmy kontaktować się z Tomaszem M., ale ten od miesiąca nie odbiera od nas telefonu. Wysłaliśmy mu decyzję o uprzątnięciu działki i nałożeniu na niego grzywny dyscyplinującej w wysokości 10 tys. złotych. Korespondencja do nas wróciła. Zdecydowaliśmy więc poinformować o tej sprawie prokuraturę – mówi Ireneusz Kurek z Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Miasta w Rykach.
Tymczasem na sąsiedztwo z działką, na której od roku zalegają niczym nieprzykryte sprasowane bele (oznaczone jako „odzież pozagatunkowa”) skarżą się mieszkańcy Owni. Mówią, że wydobywa się z nich nieprzyjemny zapach, a na miejscu widzieli już szczury.
W minioną środę do akcji wkroczyła Prokuratura Rejonowa w Rykach. Wszczęła śledztwo, które ma zbadać okoliczności zdarzenia.
– Uznaliśmy, że istnieją przesłanki wskazujące na to, że mogło dojść do popełnienia przestępstwa. Chodzi o składowanie odpadów wbrew obowiązującym przepisom, za co grozi do 5 lat pozbawienia wolności – informuje Grzegorz Trusiewicz, szef ryckiej prokuratury.
Co ciekawe Krzysztof Sz., właściciel działki, na której znajduje się nielegalne składowisko w Owni, podobny „krajobraz” zostawił także w Bełżycach. Tam sterty sprasowanych ubrań leżą na działce w centrum miasta i tuż przy drodze wjazdowej.
– Ten człowiek wynajął od nas magazyny przy ul. Lubelskiej i Przemysłowej. Miał pomysł na eksport używanej odzieży na Ukrainę, w tych halach ją składował. Nie zapłacił jednak czynszu, przestał odbierać telefony i nie odpowiadał na pisma. Przez rok nie mogliśmy nic zrobić. W końcu z braćmi wynieśliśmy to wszystko na zewnątrz. Zajęło nam to tydzień – mówił nam w sierpniu Bartłomiej Wicha, syn właściciela terenu.
W rozmowie z nami przedsiębiorca z Lublina przekonywał, że przy podpisaniu umowy przekazał ponad 35 tys. zł jednemu z synów właściciela hal. Twierdził też, że zgłosił sprawę na policję i „zamierza pociągnąć te osoby do odpowiedzialności”.