Szykujcie wiadra melisy i wykupujcie leki uspokajające. Akcja w rodzinie Wrotkowskich rozkręca się.
Losy lubelskich sokołów śledzi praktycznie cały świat. Dzięki lubelskiemu gniazdu możemy dowiedzieć się o tym zagrożonym wyginięciem gatunku. Kiedy po wszystkich perypetiach wszyscy myśleli, że zapanował spokój, stało się inaczej.
W sobotę (25 maja) dwa z młodych sokołów zdobyły podest przed budką. Pierwszy był Borowy, tuż po nim odważyła się Chmielowa. Pisklęta ciekawe świata chodziły po podeście i zwiedziały swoje włości szykując się do opuszczenia gniazda.
Jednak w niedzielę nastąpił zwrot akcji. Borowy ciesząc się ładną pogodą został zaatakowany przez Czajnika - samca pojawiającego się w okolicach gniazda od śmierci Czarta.
- To co widzimy, wygląda na klasyczne odganiania intruza. Wychodzi na to, że Czajnik uznał młodego Borowego za konkurencje do samicy. To nie była "pomoc" tylko atak. Czajnik nie włączył się w odchowanie młodych, wiec nie było między nim a młodymi żadnej więzi. Potraktował Borowego jak obcego - napisała na swoim profilu Sokole Oko.
Faktycznie, nalot Czajnika nie wyglądał jak zachęta do ruszenia w daleki świat. Jednak młody sokół poradził sobie i "złapał wiatr w skrzydła".
Jak mówią obserwatorzy lubelskich sokołów, Borowy gdzieś w okolicach gniazda będzie się ukrywać przed atakami Czajnika. Wrotka znajdzie młodego po jego nawoływaniu i będzie jeszcze dokarmiać.