Strażnicy miejscy z Lublina, nie patrząc na oznakowanie, kazali wywieźć lawetą trzy auta zaparkowane za znakiem, którego... nie było. Tłumaczą, że zakaz kiedyś tu stał i działali „na pamięć”. Straż przyznaje się do błędu, ale wywiezionych aut nie odstawi z powrotem.
– Zobaczyliśmy przez okna błyskające światła i wyszliśmy zobaczyć, co się dzieje. Okazało się, że na miejscu jest laweta i zabierane są samochody – opowiada nam mieszkanka Niecałej, spokojnej uliczki w ścisłym centrum Lublina. – O, tutaj stały te pojazdy – kobieta pokazuje miejsce na chodniku przed jednym z budynków. – Nie utrudniały przejazdu ani przejścia.
Samochody mogły stać
Mieszkańcy, którzy wyszli na ulicę, prosili strażników, by nie wywozić lawetą pojazdów na ukraińskich rejestracjach, bo mogą to być auta uchodźców. – Być może widzieli straszne rzeczy, kogoś stracili – podkreśla kobieta. – Po co im kolejny stres? Na pewno pomyśleli, że ktoś ukradł im samochód. Można było ich odnaleźć, pouczyć i poprosić o przeparkowanie. Strażnicy byli jednak nieugięci. I trzy auta wyldowały na lawecie.
W tym miejscu nie było jednak podstaw ani do nakładania mandatu, ani do usuwania samochodu, ani nawet do grzecznej prośby
o przeparkowanie.
Na Niecałej nie ma znaku zakazującego parkowania w miejscu, z którego na zlecenie strażników wywieziono lawetą trzy samochody. Zakaz jest, ale przed skrzyżowaniem z uliczką, przy której stoi Miejski Urząd Pracy. Za skrzyżowaniem, odwołującym przecież zakaz, nie ma kolejnego znaku. Kiedyś był, co można zobaczyć choćby na mapach Google, ale fizycznie go tutaj już nie ma.
Potwierdza to sam Ratusz, który odpowiada za organizację ruchu. – Widoczne oznakowanie na ul. Niecałej w zakresie zakazu postoju dotyczy fragmentu do skrzyżowania. Tym samym, jadąc w dół, na ślepym odcinku ulicy, nie ma zakazu zatrzymywania się – informuje Justyna Góźdź z biura prasowego Urzędu Miasta.
Nie odstawimy i co nam zrobicie?
– Strażnicy popełnili błąd – przyznaje nam Robert Gogola, rzecznik Straży Miejskiej. – Funkcjonariusze zasugerowali się dotychczasową organizacją ruchu, zgodnie z którą za skrzyżowaniem powinien stać znak. Jakiś czas temu ten znak zniknął – mówi Gogola. Dlaczego zatem doszło do interwencji? – We wtorek około godz. 19 dostaliśmy zgłoszenie o samochodach stojących za zakazem zatrzymywania się.
Zza nieistniejącego zakazu odholowano trzy samochody, w tym dwa na ukraińskich rejestracjach. Wczoraj rano na słupach stojących przy ulicy ktoś nakleił kartki z napisaną w języku ukraińskim informacją, że samochody zostały wywiezione na parking wraz z numerem telefonu.
– Żaden z kierowców nie zapłaci za odholowanie samochodu oraz przechowanie go na płatnym parkingu. Jeden z nich już się u nas stawił, to obywatel Ukrainy, młody mężczyzna. Nie jest uchodźcą, mieszka w Lublinie od pewnego czasu – mówi rzecznik Straży Miejskiej.
Dlaczego jednak to kierowcy mają się fatygować do straży, a potem na parking, z którego mogą odebrać swoje auto, skoro to nie oni popełnili błąd tylko funkcjonariusze? Dlaczego straż po prostu nie odstawi aut w miejsce, z którego bezpodstawnie je zabrała? – Byłoby to sprzeczne z zasadami prawa – przekonuje Gogola. – My wiemy, że oznakowanie jest niekompletne i w każdej chwili może być uzupełnione.
Ratusz zapowiada już takie uzupełnienia. – Zwrócimy się do zarządcy drogi o poprawienie oznakowania, by było kompletne i odpowiadało rozwiązaniom zawartym w stałej organizacji ruchu – informuje Góźdź. Chodzi nie tylko o brak jednego ze znaków. Inny jest odwrócony.