Pół tysiąca podopiecznych Lubelskiego Bractwa Miłosierdzia imienia Świętego Brata Alberta spotkało się w środę na świątecznym śniadaniu. Na stole królował żurek, biała kiełbasa, sałatka jarzynowa oraz jajka z sosem tatarskim.
Pan Michał jest bezdomny od 8 lat. Zimowe noce spędza w noclegowni, a w ciepłe dni koczuje na klatkach schodowych.
- Nie poradziłem sobie w życiu. Po śmierci mamy wylądowałem na ulicy. Co tu dużo mówić, piłem, więc wszystko straciłem. Od kilku lat jestem trzeźwy, dzięki temu korzystam z pomocy z kuchni Brata Alberta i Caritasu. W lecie pracuje dorywczo, dzięki temu mogę kupić ubranie na zimę- opowiada.
Na śniadanie przyszło 500 osób.
- Tegoroczna edycja różni się od tych z lat ubiegłych. Na spotkanie świąteczne obowiązywały zapisy, chcieliśmy uniknąć tłumów przed wejściem do kuchni Brata Alberta. Wszystkie chętne osoby mogły się zapisać na dowolną godzinę- - mówi Małgorzata Krauze - Chałas z Bractwa Miłosierdzia św. Brata Alberta.
- Przygotowaliśmy także 500 paczek dla wszystkich osób, które przyjdą na śniadanie. Udało się je zrobić, dzięki hojności naszych darczyńców. W paczkach znajdują się takie typowe świąteczne produkty: majonez, chrzan, kiełbasa, babka świąteczna, żurek. Jak również produkty długoterminowe czyli makaron, ryż, kasza i coś słodkiego. Myślę, że z jednej takiej paczki można zrobić posiłek dla kilkuosobowej rodziny - dodaje.
Kilka lat temu potrzebujących było o połowę mniej. Bractwo przygotowywało maksymalnie 200 -250 posiłków. - Zastanawiamy się z czego może wynikać wzrost zapisów na posiłki. Myślę, że przyczyną mogą być po prostu rosnące ceny w sklepach. Można to zauważyć po ilości osób, które zgłaszają się do biura, poszukują pomocy prawnej, obywatelskiej czy przy wykupieniu leków. Tych osób naprawdę przybywa. Środowe śniadanie było pierwszym w historii, na którym była taka duża liczba osób- zaznaczyła Krauze - Chałas.
Pani Teresa ma 85 lat. Jej emerytura wystarcza na opłacenie czynszu za mieszkanie, opłaty oraz leki. Kobieta od lat leczy się na cukrzycę. Jak mówi ze smutkiem ma rodzinę, ale ta o niej zapomniała.
- Wie pani, po co komuś stara niedołężna kobieta. Moja rodzina o mnie zapomniała. Tu na tym śniadaniu przynajmniej mogę zjeść z kimś, porozmawiać. Przychodzę tu na obiady, bo inaczej umarłabym z głodu i samotności - nie ukrywa kobieta.
W kuchni św. Brata Alberta nie brakuje wolontariuszy, którzy ochoczo pomagali przy nakładaniu i wydawaniu posiłków. - Dla mnie ta pomoc, jest takim jakby pokazaniem mojej wiary. To, że mogę pomóc jest czymś ważnym. Nie każdy może miał taki start dobry jak my mieliśmy i trzeba im pomócc - tłumaczy Franciszek, uczeń ze Szkoły Podstawowej Sióstr Urszulanek UR w Lublinie.