Piłkarze gospodarzy sprawiali wrażenie jakby w sobotę po raz pierwszy spotkali się na boisku. Dlatego Kmita powinien pluć sobie w brodę, że z Łęcznej wyjechał tylko z jednym punktem. Bo rywal był po prostu beznadziejny.
Prezenty i proste błędy w obronie, ślamazarne tempo, zero komunikacji, niezliczona ilość strat i brak pomysłu na grę - tym wszystkim Górnik uraczył swoich kibiców, poirytowanych i przychodzących w coraz mniejszej liczbie na stadion (bo jak za coś takiego można płacić 30 zł ?!). Na tle "zielono-czarnych” Kmita przedstawi się jako zespół perfekcyjnie zorganizowany, w którym każdy z zawodników wiedział, po co wyszedł na boisko i co do niego należy.
Stąd goście po ostatnim gwizdku powinni czuć duże rozczarowanie. I tak rzeczywiście było. - Przed spotkaniem remis nas zadowalał, ale teraz odczuwamy pewien niedosyt. Mieliśmy kilka sytuacji, byliśmy lepszym zespołem - przyznał trener przyjezdnych Robert Moskal. Krzysztof Chorbak też nie udawał, że było inaczej. - W przekroju całego meczu Kmita zaprezentował się lepiej, powinniśmy być zadowoleni z tego remisu - potwierdził łęczyński szkoleniowiec.
Wcześniejsze mecze na własnym stadionie Górnik rozstrzygał na swoją korzyść i po porażce w Gorzowie znowu przyznawano mu większe szanse na odniesienie zwycięstwa. Krzysztof Chorbak też szybko chciał zapomnieć o ostatniej wpadce, więc od pierwszej minuty zdecydował się na dwóch napastników. Na próżno, efekt był mizerny. Kmita grał wysoko, stosował pressing, podchodząc aż pod linię obrony łęcznian. Dlatego o swobodnym rozgrywaniu piłki nie mogło być mowy. A to powodowało łatwe straty. Do przerwy gospodarze tylko raz mogli zdobyć gola, jednak po uderzeniu Radosława Bartoszewicza Mariusz Różalski wybił piłkę na rzut rożny.
O wiele groźniejsze były poczynania rywali. W 19 min Piotr Bagnicki zaprzepaścił sytuację sam na sam z Jakubem Wierzchowskim, a tuż przed przerwą Paweł Szwajdych główkował w poprzeczkę. - To są kpiny - wrzeszczał rozsierdzony kibic.
Po zmianie stron Górnik zaczął grać odrobinę lepiej. Efektem tego była sytuacja z 54 min, kiedy po dośrodkowaniu Krzysztofa Kazimierczaka Janusz Surdykowski strzelił z powietrza obok bramki. I na tym koniec. Natomiast Wierzchowskiego próbowali zaskoczyć Maciej Bębenek, Bagnicki i Paweł Wasilewski. Też bez skutku, ale to właśnie na tym ostatnim Bartoszewicz ujrzał drugą żółtą kartkę. - Radek, ty myśl trochę - krzyknął Chrobak. Ale tego w sobotnie popołudnie zabrakło nie tylko defensywnemu pomocnikowi...
Górnik Łęczna - Kmita Zabierzów 0:0
Kmita: Różalski - Makuch, Paknys, Jędrszczyk, Gawęcki - Bębenek (80 Fabianowski), Romuzga, Zawadzki (86 Kościukiewicz), Cebula, Szwajdych - Bagnicki (77 Wasilewski).
Czerwona kartka: Bartoszewicz (88, za 2 żółte). Żółte kartki: Bartoszewicz, Niżnik, Nakoulma (G) - Jędrszczyk, Zawadzki, Fabianowski (K). Sędziował: Jarosław Chmiel (Warszawa). Widzów: 1500.